| 
     SANATORIJUM POD KLEPSIDROM
  PREVEO S POLJSKOG STOJAN
  SUBOTIN  | 
  |
  IV | 
  
  IV | 
 
| 
   Stosunki w
  Sanatorium stają się z dniem każdym nieznośniejsze. Trudno zaprzeczyć, że
  wpadliśmy po prostu w pułapkę. Od chwili mego przyjazdu, w której przed
  przybyłym rozsnuto pewne pozory gościnnej zabiegliwości - zarząd Sanatorium
  nie zadaje sobie najmniejszego trudu, żeby nam choćby zostawić złudzenie
  jakiejś opieki. Jesteśmy po prostu zdani na siebie samych. Nikt nie troszczy
  się o nasze potrzeby. Od dawna stwierdziłem, że przewody dzwonków
  elektrycznych urywają się zaraz nad drzwiami i nigdzie nie prowadzą. Służby
  nie widać. Korytarze pogrążone są dzień i noc w ciemności i ciszy. Mam silne
  przekonanie, że jesteśmy jedynymi gośćmi w tym sanatorium i że tajemnicze i
  dyskretne miny, z jakimi pokojówka zaciska drzwi pokojów, wchodząc lub
  wychodząc, są po prostu mistyfikacją.  | 
  
   Odnosi sa Sanatorijumom svaki
  dan postaju sve nesnosniji. Teško je poreći da smo prosto pali u klopku. Od
  trenutka moga dolaska, kada mi je kao došljaku ukazana tobožnja briga, uprava
  Sanatorijuma ne trudi se čak ni najmanje da bi nam stvorila makar iluziju
  neke brige. Prosto smo prepušteni sami sebi. Niko se ne
  brine za naše potrebe. Odavno sam već utvrdio da se žice električnih zvoncadi
  završavaju odmah nad vratima i da nikuda ne vode. Posluga se ne vidi. Hodnici
  su i danju i noću utonuli u mrak i tišinu. Čvrsto sam ubeđen da smo jedini
  gosti u tom Sanatorijumu i da su svojstveni i diskretni izrazi lica sa kojima
  sobarica zatvara vrata soba, ulazeći i izlazeći, prosta mistifikacija.  | 
 
| 
   Miałbym
  niekiedy ochotę otworzyć po kolei szeroko drzwi tych pokojów i zostawić je
  tak na oścież otwarte, żeby zdemaskować tę niecną intrygę, w którą nas
  wplątano.  | 
  
   Ponekad dobijem želju da
  redom otvorim vrata tih soba i ostavim ih tako širom otvorena, da bih
  demaskirao tu nečasnu intrigu, u koju smo upleteni.  | 
 
| 
   A jednak nie
  jestem całkiem pewny mych podejrzeń. Czasami późno w nocy widzę Dra Gotarda w
  korytarzu, jak śpieszy gdzieś w białym płaszczu operacyjnym, ze szprycą
  lewatywy w ręku, poprzedzany przez pokojówkę. Trudno go wtedy zatrzymać w
  pośpiechu i przyprzeć do muru zdecydowanym pytaniem.  | 
  
   A ipak nisam sasvim siguran u
  svoja podozrenja. Ponekad kasno noću vidim Doktora Gotarda u hodniku kako
  nekud žuri u belom hirurškom mantilu, sa špricom za klistiranje, vođen
  sobaricom. Teško ga je tada zadržati u žurbi i pritisnuti uza zid odlučnim
  pitanjem.  | 
 
| 
   Gdyby nie
  restauracja i cukiernia w mieście, można by umrzeć z głodu. Dotychczas nie
  mogłem się doprosić drugiego łóżka. O świeżej pościeli nie ma mowy. Trzeba
  przyznać, że powszechne rozprzężenie obyczajów kulturalnych nie oszczędziło i
  nas samych.  | 
  
   Da nije bilo restoracije i
  poslastičarnice, moglo bi se umreti od gladi. Do danas nisam mogao da izmolim
  drugi krevet. O čistoj posteljini ni govora. Treba priznati da opšta
  razlabavljenost kulturnih navika nije poštedela ni nas.  | 
 
| 
   Wejść do łóżka
  w ubraniu i w butach było dla mnie zawsze, jako dla człowieka cywilizowanego,
  rzeczą po prostu nie do pomyślenia. A teraz przychodzę późno do domu, pijany
  od senności, w pokoju półmrok, firanki u okna wzdęte od zimnego tchu. Bezprzytomny
  walę się na łóżko i zagrzebuję w pierzyny. Śpię tak przez całe nieregularne
  przestrzenie czasu, dni czy tygodnie, podróżując przez puste krajobrazy snu,
  ciągle w drodze, ciągle na stromych gościńcach respiracji, raz zjeżdżając
  lekko i elastycznie z łagodnych pochyłości, to znowu pnąc się z trudem na
  prostopadłą ścianę chrapania. Dosięgłszy szczytu, obejmuję ogromne widnokręgi
  tej skalistej i głuchej pustyni snu. O jakiejś porze, w niewiadomym punkcie,
  gdzieś na raptownym skręcie chrapania budzę się na wpół przytomny i czuję w
  nogach ciało ojca. Leży tam zwinięty w kłębek, mały jak kociak. Zasypiam
  znowu z otwartymi ustami i cała ogromna panorama górzystego krajobrazu
  przesuwa się mimo mnie falisto i majestatycznie.  | 
  
   Da legnem u krevet u odelu i
  sa cipelama, meni, kao civilizovanom čoveku, nikad nije ni na pamet padalo. A
  sada kasno dolazim pijan od pospanosti, u sobi je polumrak, zavese dignute od
  hladnog povetarca. Besvestan sručujem se na krevet i zavlačim u perine. Spavam tako cela
  nepravilna prostranstva vremena, dana ili nedelja, putujući kroz puste
  predele sna, stalno na putu, stalno na strmim drumovima respiracije, jednom
  silazeći lako i elastično s blagih nagiba, drugi put penjući se na okomiti
  zid hrkanja. Dosegnuvši vrh, obuhvatam ogromne vidokruge te stenovite i gluve
  pustinje sna. U neko doba, na vidljivoj tački, negde na naglom zavijutku
  hrkanja, budim se polusvestan i među nogama osećam očevo telo. Leži tamo
  savijen u klupko, mali kao mačence. Ponovo padam u san otvorenih ustiju i
  cela ogromna panorama brdovitog predela promiče pokraj mene talasavo i
  dostojanstveno.  | 
 
| 
   W sklepie rozwija ojciec pełną
  ożywienia czynność, przeprowadza transakcje, wytęża całą swoją swadę dla
  przekonania klientów. Policzki jego są zarumienione od ożywienia, oczy
  błyszczą. W Sanatorium leży ciężko chory, jak w ostatnich tygodniach w domu.
  Trudno zataić, że proces szybkim krokiem zbliża się do fatalnego końca.
  Słabym głosem mówi do mnie: – Powinieneś częściej zachodzić do sklepu,
  Józefie. Subiekci nas okradają. Widzisz przecież, że nie mogę już sprostać
  zadaniu. Leżę tu od tygodni chory, a sklep marnuje się, zdany na łaskę losu.
  Czy nie było jakiejś poczty z domu?  | 
  
   U radnji otac razvija vrlo živu delatnost, vrši
  transakcije, napreže svu svoju rečitost da bi ubedio klijente. Njegovi obrazi
  su rumeni od uzbuđenja, oči mu se sijaju. U Sanatorijumu leži teško bolestan,
  kao poslednjih nedelja kod kuće. Teško je sakriti da se proces brzim koracima
  približuje kraju. Slabim glasom mi govori: »Treba češće da navraćaš u radnju,
  Juzefe. Pomoćnici nas potkradaju. I sam vidiš da ne mogu sve sam da uradim.
  Nedeljama već ležim tu bolestan, a radnja se upropašćava, prepuštena milosti
  sudbine. Je li bilo neke pošte od kuće?«  | 
 
| 
   Zaczynam żałować całej tej imprezy.
  Trudno nazwać szczęśliwym pomysłem, żeśmy, uwiedzeni szumną reklamą, wysłali
  tu ojca. Cofnięty czas... w samej rzeczy pięknie to brzmi, ale czymże okazuje
  się w istocie? Czy dostaje się tu pełnowartościowy, rzetelny czas, czas
  niejako ze świeżego postawu odwinięty, pachnący nowością i farbą? Wprost
  przeciwnie. Jest to do cna zużyty, znoszony przez ludzi czas, czas przetarty
  i dziurawy w wielu miejscach, przeźroczysty jak sito.  | 
  
   Počinjem da žalim zbog celog tog poduhvata. Teško
  je nazvati srećnom zamišlju to što smo, zavedeni šumnom reklamom, poslali oca
  ovamo. Vreme vraćeno unatrag... u stvari to lepo zvuči, ali šta je to u
  suštini? Da li se ovde dobija punovažno, stvarno vreme, vreme u neku ruku
  odvojeno iz sveže bale sa mirisom novine i boje? Naprotiv. To je sasvim
  upotrebljeno, od ljudi iznošeno vreme, vreme izlizano i pocepano na mnogo
  mesta, providno kao sito.  | 
 
| 
   Nic dziwnego, toż to jest czas
  niejako zwymiotowany – proszę mnie dobrze zrozumieć – czas z drugiej ręki.
  Pożal się, Boże!...  | 
  
   Ništa čudno, to je nekako izbljuvano vreme – molim
  da me dobro razumete – vreme iz druge ruke. Žalibože!...  | 
 
| 
   Przy tym cała ta wysoce niewłaściwa
  manipulacja z czasem. Te zdrożne konszachty, zakradanie się od tyłu w jego
  mechanizm, ryzykowne paluszkowanie koło jego drażliwych tajemnic! Niekiedy
  chciałoby się uderzyć w stół i zawołać na całe gardło: – Dość tego, wara wam
  od czasu, czas jest nietykalny, czasu nie wolno prowokować! Czy nie dość wam
  przestrzeni? Przestrzeń jest dla człowieka, w przestrzeni możecie bujać do
  woli, koziołkować, przewracać się, skakać z gwiazdy na gwiazdę. Ale przez
  miłość boską nie tykać czasu!  | 
  
   Pri tome cela ta nepristojna manipulacija s
  vremenom. Ta nemoralna domunđavanja, prikradanje odnatrag njegovom mehanizmu;
  rizično baratanje prstima oko njegovih golicavih tajni! Ponekad čovek dobija
  volju da lupi po stolu i iz svega grla poviče: »Dosta toga, dalje od vremena,
  vreme je neprikosnoveno, vreme se ne sme provocirati! Zar vam nije dosta
  prostora? Prostor je za čoveka, u prostoru možete jurcati koliko vam je
  volja, premetati se, prevrtati se, skakati sa zvezde na zvedzu. Ali, tako vam
  boga, ne dirajte vreme!«  | 
 
| 
   Z drugiej strony, czy można żądać
  ode mnie, żebym sam wypowiedział umowę Doktorowi Gotardowi? Jakakolwiek jest
  ta nędzna egzystencja ojca, ale widzę go bądź co bądź, jestem z nim razem,
  mówię z nim... Właściwie winienem Doktorowi Gotardowi nieskończoną
  wdzięczność.  | 
  
   S druge strane, može li se tražiti od mene da sam
  otkažem ugovor Doktoru Gotardu? Ma kako da je bedna ta očeva egzistencija, ja
  ga ipak vidim, zajedno sam s njim, govorim s njim... Zapravo ja Doktoru
  Gotardu dugujem beskrajnu zahvalnost.  | 
 
| 
   Kilkakrotnie chciałem się z nim
  otwarcie rozmówić. Ale Doktor Gotard jest nieuchwytny. – Właśnie poszedł do
  sali restauracyjnej – oznajmia mi pokojówka. Kieruję się tam, gdy dogania
  mnie ona, ażeby powiedzieć, że się pomyliła. Dr Gotard jest w sali operacyjnej.
  Spieszę na piętro, zastanawiając się, jakie operacje mogą tu być
  przeprowadzane, wchodzę do przedsionka i w samej rzeczy każą mi czekać. Dr
  Gotard wyjdzie za chwilkę, właśnie skończył operację, myje ręce. Widzę go
  niemal, małego, kroczącego wielkimi krokami, w rozwianym płaszczu,
  spieszącego przez szereg sal szpitalnych. Po chwili cóż się okazuje? Doktora
  Gotarda wcale tu nie było, od lat nie przeprowadzono tu żadnej operacji.
  Doktor Gotard śpi w swoim pokoju, a jego czarna broda sterczy zadarta w
  powietrze. Pokój zapełnia się chrapaniem jak kłębami chmur, które rosną,
  piętrzą się, podnoszą na swym skłębieniu Doktora Gotarda wraz z jego łóżkiem,
  coraz wyżej i wyżej – wielkie patetyczne wniebowstąpienie na falach chrapania
  i wzdętej pościeli.  | 
  
   Nekoliko puta hteo sam otvoreno da razgovaram s
  njim. Ali Doktor Gotard je neumoljiv. Baš sad je otišao u salu restoracije –
  saopštava mi sobarica. Upućujem se tamo, kad me ona stiže da bi mi rekla da
  se prevarila. Doktor Gotard je u sali za operacije. Žurim na sprat,
  razmišljajući o tome kakve se operacije tu mogu vršiti, ulazim u trem, i tu
  mi naređuju da čekam. Doktor Gotard će izaći za trenutak, upravo je završio
  operaciju, pere ruke. Skoro ga vidim kako korača velikim koracima u raširenom
  mantilu, žureći se kroz niz bolničkih sala. Trenutak kasnije šta se
  ispostavlja? Doktora Gotarda ovde uopšte nije ni bilo, već godinama tu nije
  obavljena nijedna operacija. Doktor Gotard spava u svojoj sobi, a njegova
  crna brada strči uvis. Soba se ispunjava hrkanjem kao gomilama oblaka koji
  rastu, gomilaju se, dižu na sebi Doktora Gotarda zajedno sa njegovim
  krevetom, sve više i više – veliko patetično vaznesenje na talasima hrkanja i
  nadignute postelje.  | 
 
| 
   Dzieją się tu jeszcze dziwniejsze
  rzeczy, rzeczy, które zatajam przed samym sobą, rzeczy fantastyczne wprost
  przez swą absurdalność. Ile razy wychodzę z pokoju, wydaje mi się, że ktoś
  szybko oddala się spod drzwi i skręca w boczny korytarz. Albo ktoś idzie
  przede mną, nie odwracając się. To nie jest pielęgniarka. Wiem, kto to jest!
  – Mamo! – wołam drżącym ze wzburzenia głosem i matka odwraca twarz i patrzy
  na mnie przez chwilę z błagalnym uśmiechem. Gdzież jestem? Co się tu dzieje?
  W jaką matnię wplątałem się?  | 
  
   Tu se događaju još čudnije stvari, stvari koje
  prikrivam pred samim sobom, stvari prosto fantastične po svojoj apsurdnosti.
  Koliko god puta da izlazim iz sobe, čini mi se da se neko brzo udaljuje od
  vrata i skreće u bočni hodnik, ili neko ide ispred mene ne osvrćući se. To
  nije negovateljka. Znam ko je to!  »Mama!«  vičem glasom drhtavim od uzbuđenja, majka
  okreće lice i trenutak me posmatra sa molećivim osmehom. Gde sam? Šta se tu
  događa? U kakvu mrežu sam se ja upleo?  | 
 
| 
   | 
  
   V F  | 
 
| 
   | 
  
   |