Bruno Šulc

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

 

Preveo s poljskog Stojan Subotin

 E I II  III  IV  V

 

 

II

 

 

II

Gdy się obudziłem, był zmrok w pokoju. Ojciec siedział już ubrany przy stole i pił herbatę, maczając w niej sucharki z lukrem. Miał na sobie nowe jeszcze, czarne ubranie z angielskiego sukna, które sprawił sobie ostatniego lata. Krawat jego był trochę niedbale związany.

Kad sam se probudio, u sobi je vladao sumrak. Otac je već obučen sedeo za stolom i pio čaj, zamačući u njega dvopek prevučen šećernom glazurom. Na sebi je još imao novo crno odelo od engleskog sukna koje je bio sašio poslednjeg leta. Kravata mu je bila malo nemarno zavezana.

Widząc, że nie śpię, rzekł z miłym uśmiechem w swojej przybladłej od choroby twarzy:  – Ucieszyłem się serdecznie, żeś przyjechał, Józefie. Co za niespodzianka! Czuję się tu tak samotny. Nie można się co prawda w mojej sytuacji uskarżać, przeszedłem już gorsze rzeczy i gdyby chcieć wyciągnąć facit ze wszystkich pozycyj... Ale mniejsza o to. Wyobraź sobie, podano mi tu zaraz pierwszego dnia wspaniały filet de boeuf z grzybkami. Była to piekielna sztuka mięsa, Józefie. Ostrzegam cię najusilniej – gdyby ci tu kiedykolwiek miano podać filet de boeuf... Jeszcze czuję ogień w brzuchu. I diarea za diareą... Nie mogłem sobie całkiem dać rady. Ale muszę ci oznajmić nowinę – ciągnął dalej. – Nie śmiej się, wynająłem tu lokal na sklep. Tak jest. I gratuluję sobie tego pomysłu. Nudziłem się, wiesz, serdecznie. Nie masz wyobrażenia, co za nudy tu panują. A tak mam przynajmniej przyjemne zajęcie. Nie wyobrażaj sobie znów żadnych wspaniałości. Skądże znowu. Daleko skromniejszy lokal niż nasz dawny magazyn. Po prostu buda w porównaniu z tamtym. U nas w mieście wstydziłbym się takiego straganu, ale tutaj, gdzieśmy tyle musieli popuścić z naszych pretensyj – nieprawdaż, Józefie?... – Zaśmiał się boleśnie. – I tak jakoś się żyje. – Zrobiło mi się przykro. Wstydziłem się zmieszania ojca, który spostrzegł, że użył niewłaściwego wyrazu.

Videvši da ne spavam, rekao je sa prijatnim osmehom na svom licu, bledunjavom od bolesti: »Od srca sam se obradovao, Juzefe, što si došao. Kakvo iznenađenje! Ovde se osećam tako usamljen. Istina, u mojoj situaciji čovek se ne može žaliti, preživeo sam već i gore stvari, i kad bih hteo da izvučem facit iz svih brojeva stavki... Ali, ostavimo to. Zamisli, odmah prvog dana ovde su mi dali divan filet de boeuf s pečurkama. Bio je to paklen komad mesa, Juzefe. Upozoravam te najozbiljnije – ako bi hteli da te posluže sa filet de boeuf... Još osećam vatru u stomaku. I dijareja za dijarejom... Uopšte nisam mogao da izađem na kraj. Ali moram ti reći novost«, nastavljao je dalje. »Ne smej se, iznajmio sam lokal za radnju. Da. I čestitam samom sebi na toj ideji. Dosađivao sam se, znaš, veoma. Nemaš pojma kakva dosada ovde vlada. A ovako bar imam prijatno zanimanje. Ne zamišljaj opet nikakav sjaj. Otkud bih mogao. Mnogo skromniji lokal od naše nekadašnje radnje. Prosto kućerak u poređenju sa onom. Kod nas u gradu bih se stideo takve tezge, ali ovde, gde smo toliko morali da popustimo u našim pretenzijama – zar nije tako, Juzefe?... – Bolno se nasmejao. – I ovako se nekako živi. – Bi mi neprijatno. Stideo sam se očeve zbunjenosti; on primeti da je upotrebio nezgodan izraz.

– Widzę, żeś śpiący – rzekł po chwili. – Prześpij się jeszcze trochę, a potem odwiedzisz mnie w sklepie – nieprawdaż? Właśnie tam śpieszę, żeby zobaczyć, jak interesy idą. Nie masz pojęcia, jak trudno było o kredyt, z jakim niedowierzaniem odnoszą się tu do starych kupców, do kupców z poważną przeszłością... Przypominasz sobie lokal optyka na rynku? Otóż zaraz obok jest nasz sklep. Szyldu jeszcze nie ma, ale i tak trafisz. Trudno się omylić.

– Vidim da si pospan – reče posle kraćeg vremena. – Ispavaj se još malo, a kasnije ćeš me posetiti u dućanu – zar ne? Baš se žurim tamo, da vidim kako idu poslovi. Nemaš pojma kako je teško bilo dobiti kredit, s kakvim nepoverenjem se odnose ovde prema starim trgovcima, trgovcima sa ozbiljnom prošlošću... Sećaš li se optičarevog lokala na trgu? E, odmah kraj njega je naša radnja. Firme još nema, ali i ovako ćeš naći. Teško je pogrešiti.

– Czy ojciec wychodzi bez palta? – zapytałem z niepokojem.

  Zar vi, oče, izlazite bez kaputa? – zapitao sam zabrinuto.

– Zapomniano mi je zapakować – wyobraź sobie – nie znalazłem go w kufrze, ale zupełnie mi go nie brak. Ten łagodny klimat, ta słodka aura!...

– Zaboravili su da mi ga spakuju, – zamisli – nisam ga našao u koferu, ali mi uopšte ne nedostaje. Ta blaga klima, taj slatki vazduh!...

– Niech ojciec weźmie moje palto – nalegałem – proszę koniecznie wziąć. – Ale ojciec już wkładał kapelusz. Kiwnął mi ręką i wysunął się z pokoju.

– Uzmite moj kaput, – navaljivao sam – molim vas da ga svakako uzmete. – Ali otac je već stavljao šešir na glavu. Mahnuo mi je rukom i izišao iz sobe.

Nie, nie byłem już śpiący. Czułem się wypoczęty... i głodny. Z przyjemnością przypomniałem sobie bufet zastawiony ciastkami. Ubierałem się, myśląc, jak sobie dogodzę na rozmaitych rodzajach tych przysmaków. Pierwszeństwo zamierzałem dać kruchemu ciastu z jabłkami, nie zapominając o świetnym biszkopcie nadziewanym łupką pomarańczową, który tam widziałem. Stanąłem przed lustrem, aby zawiązać krawat, ale powierzchnia jego, jak zwierciadło sferyczne, zataiła gdzieś w głębi mój obraz, wirując mętną tonią. Nadaremnie regulowałem oddalenie, podchodząc, cofając się – ze srebrnej płynnej mgły nie chciało wyłonić się żadne odbicie. Muszę kazać dać inne lustro – pomyślałem sobie i wyszedłem z pokoju.

Ne, više nisam bio pospan. Osećao sam se odmoran i... gladan. Sa zadovoljstvom sam se sećao bifea pretrpanog kolačima. Oblačio sam se misleći kako ću uživati u raznim vrstama tih slatkiša. Prvenstvo sam hteo da dam suvom testu sa jabukama, ne zaboravljajući ni na sjajan biskvit nadeven korom od pomorandže, koji sam tamo video. Stao sam pred ogledalo da zavežem kravatu, ali je njegova površina, kao sferno ogledalo, negde u dubini sakrivala moj lik, vrteći se mutnim dnom. Uzalud sam regulisao razdaljinu, prilazeći, povlačeći se – iz tečnosrebrne magle nije hteo da izađe nikakav lik. Moram zatražiti da mi se da drugo ogledalo, pomislio sam i izašao iz sobe.

Na korytarzu było całkiem ciemno. Wrażenie solennej ciszy potęgowała jeszcze nikła lampa gazowa, płonąca niebieskawym płomykiem na zakręcie. W tym labiryncie drzwi, framug i zakamarków trudno mi było przypomnieć sobie wejście do restauracji. Wyjdę na miasto – pomyślałem z nagłym postanowieniem. Zjem gdzieś na mieście. Znajdę tam chyba jakąś dobrą cukiernię.

U hodniku je bilo sasvim mračno. Utisak svečane tišine još je pojačavala mala gasna lampa, koje je gorela plavičastim svetlom na zavijutku. U tom lavirintu vrata, udubljenja i zakutaka nisam mogao da se setim ulaza u restoraciju. Izaći ću, u grad, pomislio sam, odlučivši iznenada. Poješću nešto negde u gradu. Valjda ću tamo naći neku dobru poslastičarnicu.

Owiało mnie za bramą ciężkie, wilgotne i słodkie powietrze tego szczególnego klimatu. Chroniczna szarość aury zeszła jeszcze o kilka odcieni głębiej. Był to jakby dzień widziany przez kir żałobny.

Iza kapije me je zapahnuo taj teški, vlažni i slatki vazduh te neobične klime. Hronično sivilo vazduha spustilo se još nekoliko nijansi dublje. Bio je to kao neki dan viđen kroz crn veo.

Nie mogłem nasycić oczu aksamitną, soczystą czamością najciemniejszych partyj, gamą zgaszonych szarości pluszowych popiołów, przebiegającą pasażami stłumionych tonów, złamanych dławikiem klawiszy – ten nokturn pejzażu. Obfite i fałdziste powietrze obłopotało mi twarz miękką płachtą. Miało w sobie mdłą słodycz odstałej deszczówki.

Nisam mogao da zasitim oči baršunastom, sočnom crninom najtamnijih partija, gamom ugašenih plišanih sivoća pepela koja je prelazila u pasažima prigušenih tonova, dirki izlomljenih prigušivačem –  preko tog nokturna pejzaža. Obilan i talasav vazduh obavio mi je lice mekom plahtom. U sebi je imao otužnu slast ustajale košnice.

Znowu ten powracający sam w siebie szum czarnych lasów, głuche akordy, wzburzające przestworza już poza skalą słyszalności! Byłem na tylnym dziedzińcu Sanatorium. Obejrzałem się na wysokie mury tej oficyny głównego budynku załamanego w podkowę. Wszystkie okna zamknięte były na czarne okiennice. Sanatorium spało głęboko. Minąłem bramę w żelaznych sztachetach. Obok niej stała buda psa – niezwykłych rozmiarów – opuszczona. Znów wchłonął mnie i przytulił czarny las, w którego ciemnościach szedłem omackiem, jakby z zamkniętymi oczyma, na cichym igliwiu. Gdy się trochę rozwidniło, zarysowały się między drzewami kontury domów. Jeszcze kilka kroków i byłem na obszernym placu miejskim.

Opet onaj šum crnih gajeva koji se vraća sam u sebe, potmuli akordi, koji uznemiruju prostranstva već izvan skale čuvenja! Bio sam u zadnjem dvorištu Sanatorijuma. Osvrnuo sam se na visoke zidove tog krila glavne zgrade, savijenog kao potkovica. Svi prozori su bili zatvoreni crnim kapcima. Sanatorijum je duboko spavao. Prošao sam kapiju od gvozdenih šipaka. Kraj nje je stajala pseća kućica – neobičnih razmera – napuštena. Ponovo me je progutala i privila uz sebe crna šuma, kroz čiji sam mrak išao pipajući, kao zatvorenih očiju, po tihim iglicama. Kad se malo razvidelo, između drveta počeše se nazirati konture kuća. Još nekoliko koraka i ja sam bio na prostranom trgu.

Dziwne, mylące podobieństwo do rynku naszego miasta rodzinnego! Jak podobne są w samej rzeczy wszystkie rynki na świecie! Niemal te same domy i sklepy!

Čudna, varljiva sličnost sa trgom našeg rodnog grada! Kako su u stvari nalik jedan na drugog svi trgovi na svetu! Skoro iste kuće i radnje!

Chodniki były prawie puste. Żałobny i późny półbrzask nieokreślonej pory prószył z nieba o niezdefiniowanej szarości. Czytałem z łatwością wszystkie afisze i szyldy, a jednak nie byłbym zdziwiony, gdyby mi powiedziano, że to noc głęboka! Tylko niektóre sklepy były otwarte. Inne miały na wpół zasunięte żaluzje, zamykano je pośpiesznie. Tęgie i bujne powietrze, powietrze upojne i bogate, pochłaniało miejscami część widoku, zmywało jak mokra gąbka parę domów, latarnię, kawałek szyldu. Chwilami trudno było unieść powieki, zapadające przez dziwne niedbalstwo czy senność. Zacząłem szukać sklepu optyka, o którym wspominał ojciec. Mówił o tym jak o czymś mi znanym, odwoływał się jakby do mojej znajomości lokalnych stosunków. Czy nie wiedział, że byłem tu pierwszy raz? Bez wątpienia plątało mu się w głowie. Ale czegóż, można było oczekiwać od ojca na wpół tylko rzeczywistego, żyjącego życiem tak warunkowym, relatywnym, ograniczonym tylu zastrzeżeniami! Trudno zataić, że trzeba było dużo dobrej woli, ażeby przyznać mu pewien rodzaj egzystencji. Był to godny politowania surogat życia, zawisły od powszechnej pobłażliwości, od tego consensus omnium, z którego czerpał swe nikłe soki. Jasnym było, że tylko dzięki solidarnemu patrzeniu przez palce, zbiorowemu przymykaniu oczu na oczywiste i rażące niedomogi tego stanu rzeczy mógł się utrzymać przez chwilę w tkance rzeczywistości ten żałosny pozór życia. Najlżejsza opozycja mogła go zachwiać, najsłabszy podmuch sceptycyzmu obalić. Czy Sanatorium Doktora Gotarda mogło mu zapewnić tę cieplarnianą atmosferę życzliwej tolerancji, ochronić od zimnych podmuchów trzeźwości i krytycyzmu? Należało się dziwić, że przy tym zagrożonym, zakwestionowanym stanie rzeczy ojciec potrafił jeszcze zachować tak znakomitą postawę.

Pločnici su bili skoro pusti. Žalosno i tužno polusvetlo neodređenog vremena sipilo je s neba u neodređenoj sivoći. S lakoćom sam čitao sve natpise i firme, pa ipak ne bih bio začuđen ako bi mi rekli da je to duboka noć! Samo neke radnje su bile otvorene. Druge su imale poluspuštene roletne, žurno su zatvarane. Snažni i bujni vazduh, opojni i bogati vazduh mestimično je gutao deo prizora, kao mokrim sunđerom spirao je po nekoliko kuća, fenjer, komadić firme. Na trenutke je bilo teško podići kapke, koji su se spuštali usled čudne aljkavosti ili sanjivosti. Počeo sam da tražim optičarevu radnju koju je otac bio spomenuo. Govorio je o tome kao o nečem što mi je bilo poznato, kao da se poziva na moje znanje lokalnih odnosa. Zar nije znao da sam tu prvi put? Nema sumnje da mu se mutilo u glavi. Ali šta se moglo očekivati od oca samo napola stvarnog, koji je živeo tako uslovnim životom, relativnim, ograničenim sa toliko ograda! Teško je sakriti da je trebalo mnogo dobre volje da bi mu se priznala izvesna vrsta egzistencije. Bio je to surogat života, dostojan sažaljenja, u zavisnosti od opšte snishodljivosti, od tog consensus omnium, iz koga je crpao svoje slabačke sokove. Jasno je bilo da je samo zahvaljujući solidarnom gledanju kroz prste, zajedničkom zatvaranju očiju pred očitim neprijatnim nezgodama toga stanja stvari, mogla za trenutak da se održi u tkivu stvarnosti ta žalosna iluzija života. Najlakša opozicija mogla ju je uskolebati, najslabiji dah skepticizma oboriti. Da li je Sanatorijum Doktora Gotarda mogao da mu obezbedi tu veštačku atmosferu blagonaklone tolerancije, da ga sačuva od hladnog vetra trezvenosti i kriticizma? Trebalo je čuditi se što je u tako ugroženom, nesigurnom stanju stvari otac još umeo da sačuva tako sjajno držanje.

Ucieszyłem się, ujrzawszy okno wystawowe cukierni, zapełnione babkami i tortami. Mój apetyt odżył. Otworzyłem szklane drzwi z tablicą "lody" i wszedłem do ciemnego lokalu. Pachniało tam kawą i wanilią. Z głębi sklepu wyszła panienka, z twarzą zamazaną zmierzchem, i przyjęła zamówienie. Nareszcie po tak długim czasie mogłem raz posilić się do syta świetnymi pączkami, które maczałem w kawie. W ciemności, obtańczony wirującymi arabeskami zmierzchu, pochłaniałem wciąż nowe ciastka, czując, jak warowanie ciemności wciska się pod powieki, opanowuje cichaczem me wnętrzności swym ciepłym pulsowaniem, milionowym rojowiskiem delikatnych dotknięć. Wreszcie już tylko prostokąt okna świecił szarą plamą w zupełnej ciemności. Nadaremnie stukałem łyżeczką w płytę stołu. Nikt nie zjawiał się, aby przyjąć należytość za posiłek. Zostawiłem monetę srebrną na stole i wyszedłem na ulicę. W księgami obok świeciło się jeszcze. Subiekci zajęci byli sortowaniem książek. Zapytałem o sklep ojca. To właśnie drugi lokal obok nas - objaśnili mnie. Usłużny chłopak podbiegł nawet do drzwi, ażeby mi pokazać. Portal był szklany, okno wystawowe jeszcze niegotowe, zasłonięte szarym papierem. Już ode drzwi zauważyłem ze zdziwieniem, że sklep był pełny kupujących. Mój ojciec stał za ladą i sumował, śliniąc wciąż ołówek, pozycje długiego rachunku. Pan, dla którego wygotowywano ten rachunek, pochylony nad ladą, posuwał palcem wskazującym za każdą dodaną cyfrą, licząc półgłosem. Reszta gości przyglądała się w milczeniu. Mój ojciec rzucił na mnie spojrzenie znad okularów i rzekł, przytrzymując pozycję, na której się zatrzymał: – Jest tu jakiś list do ciebie, leży na biurku między papierami – i znów pogrążył się w liczeniu. Subiekci tymczasem odkładali kupione towary, zawijali je w papier, obwiązywali sznurkami. Regały były tylko częściowo wypełnione suknem. Większa część była jeszcze pusta.

Obradovao sam se ugledavši izlog poslastičarnice ispunjene kolačima i tortama. Moj apetit je oživeo. Otvorio sam staklena vrata s tablicom »sladoled« i ušao u mračni lokal. Tamo je mirisalo na kafu i vanilu. Iz unutrašnjosti radnje izašla je neka gospođica, lica zamazana sumrakom i primila porudžbinu. Najzad posle tako dugog vremena mogao sam jednom da se potkrepim odličnim krofnama, koje sam umakao u kafu. U mraku, okružen arabeskama sumraka koje su se vrtele i igrale oko mene, gutao sam sve nove i nove kolače, osećajući kako mi se taj uzvitlani mrak uvlači pod kapke, tiho ovladava mojom unutrašnjošću toplim pulsiranjem, milionskim rojem lakih doticaja. Najzad se još samo pravougaonik prozora svetleo sivom mrljom u potpunoj tami. Uzalud sam lupkao kašičicom o površinu stola. Niko se nije javljao da primi novac za ono što sam pojeo. Ostavio sam srebrnu monetu na stolu i izašao na ulicu. U knjižari pokraj poslastičarnice još je gorelo svetlo. Pomoćnici su bili zauzeti sortiranjem knjiga. Zapitao sam gde je očeva radnja. To je odmah drugi lokal od nas – objasnili su mi. Uslužni dečko je čak dotrčao na vrata da mi pokaže. Portal je bio staklen, izlog još nije bio gotov, bio je samo zastrt sivom hartijom. Već na vratima sam s izvesnim čuđenjem primetio da je radnja bila puna kupaca. Moj otac je stajao za tezgom i, kvaseći stalno olovku, sabirao brojke dugačkog računa. Gospodin za koga je spreman taj račun, nagnut nad tezgom, vodio je prstom za svakom dodatom cifrom, računajući poluglasno. Ostatak gostiju je ćutke posmatrao. Otac me pogleda preko naočara i reče, pridržavajući prst na brojci na kojoj se bio zaustavio: »Ima tu neko pismo za tebe, stoji na pisaćem stolu među hartijama«, i ponovo se udubi u računanje. Pomoćnici su za to vreme ostavljali na stranu kupljenu robu, umotavali je u hartiju, zavezivali kanapom. Police su samo delimično bile ispunjene suknom. Veći deo bio je još prazan.

– Dlaczego ojciec nie siada sobie? – zapytałem cicho, wszedłszy za ladę. – Wcale ojciec nie uważa na siebie, będąc tak chorym. – Podniósł wzbraniająco dłoń, jak gdyby oddalał moje perswazje, i nie przestawał rachować. Miał wygląd bardzo mizerny. Leżało jak na dłoni, że tylko sztuczne podniecenie, gorączkowa czynność podtrzymuje jego siły, oddala jeszcze chwilę zupełnego załamania.

– Zašto ne sednete, oče? – zapitao sam tiho, ušavši iza tezge. – Uopšte ne pazite na sebe tako bolesni. – Braneći se, podigao je ruku, kao da je odbijao moja ubeđivanja i nije prestajao da računa. Imao je vrlo loš izgled. Bilo je jasno kao na dlanu da samo veštačko uzbuđenje, grozničava delatnost podržava njegove snage, još udaljuje trenutak konačnog sloma.

Poszukałem na biurku. Był to raczej pakiet niż list. Przed kilkoma dniami pisałem do księgami w sprawie pewnej książki pornograficznej i oto posyłano mi ją tu, znaleziono mój adres, a raczej adres ojca, który zaledwie otworzył sobie sklep, bez szyldu i firmy. W istocie zdumiewająca organizacja wywiadu, godna podziwu sprawność ekspedycji! I ten niezwykły pośpiech!

Potražio sam na stolu. Bio je to pre paket nego list. Pre nekoliko dana pisao sam  jednom knjižaru u vezi sa nekom pornografskom knjigom i evo sad su mi je bili poslali, već su bili pronašli moju adresu, ili, tačnije rečeno, adresu oca, koji tek što je bio sebi otvorio radnju, bez table i firme. Doista nečuvena organizacija obaveštajne službe, besprekorno funkcionisanje ekspedicije dostojne divljenja! I ta neobična žurba!

– Możesz sobie przeczytać z tyłu w kontuarze – rzekł ojciec, posyłając mi niezadowolone spojrzenie – widzisz sam, że tu nie ma miejsca.

– Možeš pročitati pozadi, u kontoaru – reče otac, upućujući mi nezadovoljan pogled – i sam vidiš da ovde nema mesta.

Kontuar za sklepem był jeszcze pusty. Przez szklane drzwi wpadało tam nieco światła ze sklepu. Na ścianach wisiały palta subiektów. Otworzyłem list i zacząłem czytać w słabym świetle ode drzwi.

Kontoar iza radnje bio je još prazan. Kroz staklena vrata ulazilo je malo svetlosti iz radnje. Na zidovima su visili kaputi pomoćnika. Otvorio sam pismo i počeo da čitam u slaboj svetlosti koja je dopirala kroz vrata.

Donoszono mi, że książki żądanej nie było niestety na składzie. Wszczęto poszukiwania za nią, ale nie uprzedzając wyniku, pozwala sobie firma przesłać mi tymczasem, nieobowiązująco, pewien artykuł, dla którego przewidywano moje niewątpliwe zainteresowanie. Następował teraz zawiły opis składanego refraktora astronomicznego, o wielkiej sile świetlnej i rozlicznych zaletach. Zaciekawiony, wydobyłem z koperty ten instrument zrobiony z czarnej ceraty lub sztywnego płótna złożonego w płaską harmonijkę. Miałem zawsze słabość do teleskopów. Zacząłem rozkładać wielokrotnie złożony płaszcz instrumentu. Usztywniony cienkimi pręcikami, rozbudowywał mi się pod rękami ogromny miech dalekowidza, wyciągający na długość całego pokoju swą pustą budę, labirynt czarnych komór, długi kompleks ciemni optycznych wsuniętych w siebie do połowy. Było to coś na kształt długiego auta z łąkowego płótna, jakiś rekwizyt teatralny imitujący w lekkim materiale papieru i sztywnego drelichu masywność rzeczywistości. Spojrzałem w czarny lejek okularu i ujrzałem w głębi zaledwie majaczące zarysy podwórzowej fasady Sanatorium. Zaciekawiony, wsunąłem się głębiej w tylną komorę aparatu. Śledziłem teraz w polu widzenia lunety pokojówkę idącą półciemnym korytarzem Sanatorium z tacą w ręku. Odwróciła się i uśmiechnęła. Czy ona mnie widzi? - pomyślałem sobie. Nieodparta senność przesłaniała mi mgłą oczy. Siedziałem właściwie w tylnej komorze lunety jakby w limuzynie wozu. Lekkie poruszenie dźwigni i oto aparat zaczął szeleścić łopotem papierowego motyla i uczułem, że porusza się wraz ze mną i skręca ku drzwiom.

Javljeno mi je da traženu knjigu, na žalost, nemaju na lageru. Počeli su da je traže, ali ne prejudicirajući rezultat firma dozvoljava sebi da mi u međuvremenu, ne obavezujući me, pošalje jedan članak, za koji su pretpostavljali da će me sigurno zaiteresovati. Zatim je sledio komplikovan opis astronomskog refraktora za rasklapanje, velike svetlosne snage i raznih osobina. Zainteresovan, izvadio sam iz navlake taj instrument napravljen od crne cerade ili krutog platna složenog u pljosnatu harmoniku. Oduvek sam imao slabosti prema teleskopima. Počeo sam da širim složeni ogrtač instrumenta. Ukrućen tankim štapićima, pod rukama mi se stvarao ogroman meh dogleda, koji je preko cele dužine sobe istezao svoju praznu kutiju, lavirint crnih komora, dugi kompleks optičnih kamera opskura uvučenih dopola u sebe. Bilo je to nešto nalik na dugi automobil od lakovanog platna, neki teatralni rekvizit, koji je u lakom materijalu hartije i krutog cviliha podražavao masivnost stvarnosti. Pogledao sam u crni levak okulara i u dubini ugledao konture dvorišne fasade Sanatorijuma, koje su se jedva nazirale. Zainteresovan, dublje sam se uvukao u zadnju komoru aparata. Sada sam u vidnom polju durbina pratio sobaricu, koja je sa poslužavnikom u rukama išla kroz polutamni hodnik Sanatorijuma. Okrenula se i nasmešila. Da li me ona vidi? pomislio sam u sebi. Nesavladiva pospanost mi je zamagljivala oči. Ja sam zapravo sedeo u zadnjoj komori dogleda kao u limuzini. Lak pokret poluge i, evo, aparat poče šuštati lupom papirnog leptira i ja osetih da se kreće sa mnom i skreće ka vratima.

Jak wielka czarna gąsienica wyjechała luneta do oświetlonego sklepu – wieloczłonkowy kadłub, ogromny papierowy karakon z imitacją dwóch latarń na przedzie. Kupujący stłoczyli się, cofając się przed tym ślepym smokiem papierowym, subiekci otworzyli szeroko drzwi na ulicę i wyjechałem powoli tym papierowym autem, wśród szpaleru gości odprowadzających zgorszonym spojrzeniem ten w istocie skandaliczny wyjazd.

 

Kao velika crna gusenica durbin izađe u osvetljenu radnju – mnogočlani trup, ogromna papirna bubašvaba sa imitacijom dva fenjera napred. Kupci se zbiše, povlačeći se ispred tog slepog papirnatog zmaja, pomoćnici otvoriše široko vrata na ulicu, i ja se lagano izvezoh tim papirnim automobilom, kroz špalir gostiju, koji su ozlojeđenim pogledom ispraćali taj zaista skandalozni odlazak.

 

 

 III F

www.brunoschulz.org