www.brunoschulz.org

 

Spring

La Primavera

  ILUSTRACIJE

 

 

 

 

 

 

 

 

SANATORIJUM POD KLEPSIDROM

ß GENIJALNA EPOHA

JULSKA NOĆ à

 

 

 

Bruno Schulz

 

 

 

 

Bruno Šulc

WIOSNA
PROLEĆE

 

I

I

 

 

Oto jest historia pewnej wiosny, wiosny, która była prawdziwsza, bardziej olśniewająca i jaskrawsza od innych wiosen, wiosna, która po prostu wzięła serio swój tekst dosłowny, ten manifest natchniony, pisany najjaśniejszą, świąteczną czerwienią, czerwienią laku pocztowego i kalendarza, czerwienią ołówka kolorowego i czerwienią entuzjazmu, amarantem szczęśliwych telegramów stamtąd...

Ovo je istorija jednog proleća koje je bilo istinitije, više zaslepljujuće i bleštavije od drugih proleća, koje je prosto ozbiljno shvatilo svoj doslovni tekst, taj nadahnuti manifest, pisan najsvetlijim, prazničnim crvenilom, crvenilom poštanskog laka i kalendara, crvenilom olovke u boji i crvenilom entuzijazma, krasuljkom srećnijih telegrama odande...

Każda wiosna tak się zaczyna, od tych horoskopów ogromnych i oszałamiających, nie na miarę jednej pory roku, w każdej – żeby to raz powiedzieć – jest to wszystko: nieskończone pochody i manifestacje, rewolucje i barykady, przez każdą przechodzi w pewnej chwili ten gorący wichr zapamiętania, ta bezgraniczność smutku i upojenia szukająca nadaremnie adekwatu w rzeczywistości.

Svako proleće tako počinje, od tih ogromnih i zasenjujućih horoskopa, koji prelaze meru jednog doba godine, u svakom – da najzad to kažemo – ima sve to: beskrajni pohodi i manifestacije, revolucije i barikade, preko svakog u jednom trenutku prelazi taj vreli vihor zaborava, ta bezgraničnost tuge i pijanstva koja uzalud traži adekvat u stvarnosti.

Ale potem te przesady i te kulminacje, te spiętrzenia i te ekstazy wstępują w kwitnienie, wchodzą całe w bujanie chłodnego listowia, w wzburzone nocą wiosenne ogrody i szum je pochłania. Tak wiosny sprzeniewierzają się sobie – jeden za drugą, pogrążone w zdyszany szelest kwitnących parków, w ich wezbrania i przypływy – zapominają o swych przysięgach, gubią liść po liściu ze swego testamentu.

Ali posle toga te predrasude i te kulminacije, te nagomilanosti i ekstaze ulaze u cvetanje, cele ulaze u bujanje hladnog lišća, u prolećne vrtove noćima uznemirene i šum ih guta. Tako proleća izdaju sama sebe – jedno za drugim utonula u zadihano šuštanje rascvetalih parkova, u njihova nadolaženja i plime – zaboravljaju na svoje zakletve, gube list po list svoga testamenta.

Ta jedna wiosna miała odwagę wytrwać, pozostać wierną, dotrzymać wszystkiego. Po tylu nieudałych próbach, wzlotach, inkantatach chciała się wreszcie naprawdę ukonstytuować, wybuchnąć na świat wiosną generalną i już ostateczną.

Jedino ovo proleće je imalo hrabrosti da izdrži, da ostane verno, da izvrši sve. Posle tolikih neuspelih proba, uzleta, inkantancija htelo je najzad da se doista konstituiše da izbije u svet kao generalno i poslednje proleće.

Ten wichr zdarzeń, ten huragan wypadków: szczęśliwy zamach stanu, te dni patetyczne, górne i tryumfalne! Chciałbym, by krok tej historii pochwycił ich takt porywający i natchniony, przejął bohaterski ton tej epopei, zrównał się w marszu z rytmem tej wiosennej marsylianki!

Taj vihor događaja, taj uragan zgoda: srećan državni udar, ti patetični, uzvišeni i trijumfalni dani! Hteo bih – da korak te istorije uhvati njihov takt koji oduševljava i nadahnjuje, da preuzme junački ton te epopeje, izravna se u maršu sa ritmom te prolećne Marseljeze!

Tak nieobjęty jest horoskop wiosny! Kto może jej wziąć za złe, że uczy się ona go czytać na raz na sto sposobów, kombinować na oślep, sylabizować we wszystkich kierunkach, szczęśliwa, gdy jej się uda coś odcyfrować wśród mylącego zgadywania ptaków. Czyta ona ten tekst w przód i na wspak, gubiąc sens i podejmując go na nowo, we wszystkich wersjach, w tysiącznych alternatywach, trelach i świergotach. Bo tekst wiosny znaczony jest cały w domyślnikach, w niedomówieniach, w elipsach, wykropkowany bez liter w pustym błękicie, i w wolne luki między sylabami ptaki wstawiają kapryśnie swe domysły i swe odgadnienia. Dlatego będzie ta historia, wzorem tego tekstu, ciągnęła się na wielu rozgałęzionych torach i cała przetykana będzie wiosennymi myślnikami, westchnieniami i wielokropkami.

Tako je neobuhvatan horoskop proleća! Ko mu može uzeti za zlo što se ono uči da ga čita na sto načina, kombinuje naslepo, silabizuje u svim pravcima, srećno kad mu pođe za rukom da nešto dešifruje usred zbunjujućeg pogađanja ptica. Čita ono taj tekst i unapred i unatrag, gubeći smisao i hvatajući ga ponovo, u svim verzijama, u hiljadama alternativa, treperenja glasa i cvrkuta. Jer ceo tekst proleća je zapisan dvosmislenostima, nedorečenostima, elipsama, istačkan mesto slova u praznom plavetnilu, a u slobodne razmake među slovima ptice umeću svoje ćudljive pretpostavke i svoje odgonetke. Zato će se ova istorija po uzoru na taj tekst vući na mnogim razgranatim kolosecima i cela će biti išarana prolećnim crticama, uzdasima i tačkicama.

 

 

II

II

 

 

W te noce przedwiosenne, dzikie i rozprzestrzenione, nakryte ogromnymi niebami, jeszcze surowymi i bez woni, prowadzącymi wśród wertepów i rozłogów powietrznych w gwiezdne bezdroża – ojciec zabierał mnie ze sobą na kolację do małej restauracji ogrodowej zamkniętej między tylnymi murami ostatnich domów rynku.

Tih pretposlednjih noći, podivljalih i prostranih, pokrivenih ogromnim nebesima još sirovim i bez mirisa, koja su preko rupčaga i vazdušnih polja vodila u zvezdana bespuća – otac me je uzimao sa sobom na večeru u malu baštensku restauraciju, zatvorenu između zadnjih zidova poslednjih kuća na trgu.

Szliśmy w mokrym świetle latarń, brzęczących w podmuchach wiatru, na przełaj przez wielki sklepiony plac rynku, samotni, przywaleni ogromem labiryntów powietrznych, zagubieni i zdezorientowani w pustych przestrzeniach atmosfery. Ojciec podnosił do nieba twarz oblaną nikłą poświatą i patrzył z gorzką troską w ten żwir gwiezdny rozsiany po mieliznach szeroko rozgałęzionych i rozlanych wirów. Nieregularne ich i nieprzeliczone zagęszczenia nie porządkowały się jeszcze w żadne konstelacje, żadne figury nie opanowywały tych rozległych i jałowych rozlewisk. Smutek pustkowi gwiezdnych ciążył nad miastem, latarnie przetykały dołem noc wiązkami promieni, wiążąc je obojętnie od węzła do węzła. Pod tymi latarniami przechodnie zatrzymywali się po dwóch, po trzech w kręgu światła, które stwarzało dookoła nich przelotnie złudzenie pokoju w świetle lampy stołowej – w nocy obojętnej i nieprzytulnej, rozpadającej się górą w nieregularne przestrzenie, w dzikie krajobrazy powietrzne, wystrzępione przez uderzenia wiatru, żałosne i bezdomne. Rozmowy nie kleiły się, z oczyma w głębokim cieniu kapeluszy uśmiechali się, słuchając w zamyśleniu dalekiego szumu gwiazd, którym rosły jak na drożdżach przestrzenie tej nocy.

Išli smo u mokroj svetlosti fenjera, koji su zvečali pod udarcima vetra, naprečac preko velikog zasvođenog prostora trga, sami, pritisnuti mnoštvom vazdušnih lavirinata, izgubljeni i dezorijentisani u pustim prostranstvima atmosfere. Otac je dizao prema nebu lice obliveno slabom svetlošću i s gorkom zabrinutošću posmatrao taj zvezdani šljunak rasejan po plićacima široko razgranatih i razlivenih virova. Njihove nepravilne i nebrojene grupe još se nisu sređivale ni u kakve konstelacije, nikakve figure nisu zavladale tim prostranim i jalovim vodoplavnim dolinama. Tuga zvezdanih pustinja pritiskivala je grad, fenjeri su odozdo probijali noć svežnjevima zraka, vezujući ih ravnodušno od čvora do čvora. Pod takvim fenjerima prolaznici su se zadržavali po dva, po tri u krugu svetla, koje je oko njih stvaralo prolaznu iluziju sobe u svetlu stone lampe – u ravnodušnoj i nemiloj noći, koja se gore raspadala u nepravilna prostranstva, u divlje vazdušne predele, iskrzane udarcima vetra, žalosne i bezdomne. Razgovori se nisu mogli održati, sa očima u dubokoj senci šešira smeškali su se zamišljeno slušajući daleki šum zvezda, koji je kao na kvascu rastao u prostranstvu te noći.

W ogrodzie restauracyjnym ścieżki były wyżwirowane. Dwie latarnie na słupach syczały w zamyśleniu. Panowie w czarnych tużurkach siedzieli, po dwóch, po trzech, zgarbieni nad biało nakrytymi stolikami, zapatrzeni bezmyślnie w lśniące talerze. Siedząc tak, obliczali w duchu ciągi i posunięcia na wielkiej czarnej szachownicy nieba, widzieli w duchu wśród gwiazd przeskakujące konie i stracone figury i konstelacje wstępujące natychmiast na ich miejsce.

U baštenskoj restoraciji staze su bile posute šljunkom. Dva fenjera na stubovima zamišljeno su šištala. Gospoda u crnim gerocima sedela su po dvojica – po trojica, pogrbljeni nad belo zastrtim stolovima, besmisleno zagledani u sjajne tanjire. Sedeći tako izračunavali su u sebi pokrete i poteze na velikoj crnoj šahovskoj tabli neba, videli su u mislima među zvezdama skokove konja i izgubljene figure, i konstelacije koje su odmah dolazile na njihova mesta.

Muzykanci na estradzie maczali wąsy w kuflach gorzkiego piwa, milczeli tępo, zapatrzeni w głąb siebie. Ich instrumenty, skrzypce i wiolonczele o szlachetnych konturach leżały porzucone na boku pod bezgłośnie szumiącą ulewą gwiazd. Czasami brali je do rąk i przymierzali na próbę, stroili jękliwie na ton swych piersi, którego próbowali, chrząkając. Potem znów je odkładali, jak gdyby jeszcze niedojrzałe i nie na miarę tej nocy, która płynęła obojętnie dalej. Wtedy w ciszy i odpływie myśli, podczas gdy widelce i noże cicho pobrzękiwały nad biało nakrytymi stołami, wstawały nagle skrzypce same, przedwcześnie dorosłe i pełnoletnie, dopiero co jeszcze tak jękliwe i niepewne, stały teraz wymowne, smukłe i wcięte w talii i zdawały sprawę ze swego pełnomocnictwa, podejmowały odroczoną na chwilę sprawę ludzką i toczyły dalej ten przegrany proces przed obojętnym trybunałem gwiazd, wśród których wodnym drukiem rysowały się esownice i profile instrumentów, fragmentaryczne klucze, nie dokończone liry i łabędzie, imitatywny, bezmyślny komentarz gwiezdny na marginesie muzyki.

Muzikanti na estradi su umakali brkove u čaše gorkog piva i tupo ćutali zagledani u svoju unutrašnjost. Njihovi instrumenti, violine i violončela plemenitih kontura, ležali su odloženi na stranu pod bezglasno šuštavim pljuskom zvezda. Ponekad su ih uzimali u ruke i udešavali za probu, plačno ih štimovali na ton svojih grudi, koji su probali iskašljavajući se. Zatim su ih opet ostavljali, kao da su bili još nezreli i po meri nisu odgovarali toj noći koja je dalje ravnodušno tekla. Tada su u tišini i oseci misli, dok su viljuške i noževi tiho zveckali na belo zastrtim stolovima, violine iznenada same ustajale, prerano odrasle i punoletne, maločas još tako plačljive i nesigurne, sada su postale govorljive, vitke i usečena pojasa, i davale izveštaj o svom punomoćstvu, pokretale za trenutak odloženu ljudsku stvar i vodile dalje taj izgubljeni proces pred ravnodušnim tribunalom zvezda, među kojima su se vodenim znacima ocrtavale krivine i profili instrumenata, fragmentarni ključevi, nedovršene lire i labudi, imitativni, besmisleni zvezdani komentar na margini muzike.

Pan fotograf, który już od pewnego czas rzucał ku nam znad sąsiedniego stołu porozumiewawcze spojrzenia, przysiadł się wreszcie do nas, przenosząc swój kufel piwa ze stołu na stół. Uśmiechał się wieloznacznie, walczył z własnymi myślami, prztykał palcami, gubiąc wciąż na nowo nieuchwytną pointę sytuacji. Czuliśmy od początku jej paradoksalność. To zaimprowizowane obozowisko restauracyjne pod auspicjami dalekich gwiazd bankrutowało bez ratunku, załamywało się nędznie, nie mogąc sprostać rosnącym bez miary pretensjom nocy. Cóż mogliśmy przeciwstawić tym bezdennym pustkowiom? Noc przekreślała tę ludzką imprezę, której nadaremnie próbowały bronić skrzypce, zajmowała tę lukę, zaciągała swe gwiazdozbiory na odzyskane pozycje.

Gospodin fotograf koji je već od nekog vremena bacao od susednog stola značajne poglede ka nama, prešao je najzad za naš sto, prenoseći svoju čašu piva sa svoga stola na naš. Osmehivao se značajno, borio se sa sopstvenim mislima, pucketao prstima, gubeći stalno iznova neuhvatljivu poentu situacije. Od početka smo osećali njenu paradoksalnost. To improvizovano restorantsko logorište, pod znakom dalekih zvezda, bankrotiralo je bez spasa, bedno propadalo, ne mogući da zadovolji pretenzije noći koje su rasle bez mere. Šta smo mogli suprotstaviti tim pustinjama bez dna? Noć je precrtavala to ljudsko preduzeće, koje su uzalud pokušavale da brane violine, zauzimala je prazninu, dovlačila svoja sazvežđa na osvojene pozicije.

Widzieliśmy rozprzęgające się obozowisko stołów, pobojowisko porzucanych serwet i obrusów, które noc przekraczała w tryumfie, świetlista i nieprzeliczona. Podnieśliśmy się i my, podczas gdy wyprzedzając ciała, myśl nasza już biegła od dawna za gwarnym turkotem jej wozów, za dalekim, szeroko rozsypanym turkotem gwiezdnym tych wielkich i jasnych szlaków.

Videli smo logorište stolova koji su se oslobađali, logorište pobacanih servijeta i stolnjaka, preko kojih je noć prelazila u trijumfu, sjajna i bezbrojna. Digli smo se i mi, dok je naša misao, otišavši ispred tela, već odavno jurila za bučnim kloparanjem njenih kola, za dalekom, široko razasutom lupom tih velikih i svetlih drumova.

Tak szliśmy pod rakietami jej gwiazd, antycypując w duchu przymkniętymi oczyma jej coraz wyższe i wyższe olśnienia. Ach, ten cynizm tryumfującej nocy! Objąwszy w posiadanie całe niebo, grała ona teraz w domino na jego przestrzeniach, opieszale i bez rachuby, zagarniając obojętnie milionowe wygrane. Potem, znudzona, kreśliła na pobojowisku odwróconych tabliczek przezroczyste gryzmoły, uśmiechnięte twarze, wciąż jeden i ten sam uśmiech w tysiącznych powtórzeniach, który za chwilę przechodził – już wieczny – do gwiazd, rozsypywał się w gwiezdną obojętność.

Tako smo išli pod raketama njenih zvezda, anticipirajući u mislima zatvorenim očima njene opsene koje su postajale sve više i više. Ah, taj cinizam trijumfalne noći. Zaposevši celo nebo, sada je igrala domine u njegovim prostranstvima, lenjo i bez računa, ravnodušno skupljajući milionske dobitke. Zatim puna dosade, crtala je na bojištu prevrnutih tablica prozračne škrabotine, nasmejana lica, uvek jedan isti osmeh hiljadama puta ponovljen, koji je za trenutak – već večan – prelazio u zvezde, rasipao se u zvezdanu ravnodušnost.

Wstąpiliśmy po drodze do cukierni na ciastka. Ledwie weszliśmy przez dźwięczne, szklane drzwi do tego białego, lukrowanego wnętrza, pełnego lśniących cukrów – noc stanęła od razu wszystkimi gwiazdami, baczna nagle i uważna, ciekawa czy jej się nie wymkniemy. Czekała na nas cały czas cierpliwie, stróżując pod drzwiami, świecąc przez szyby z wysoka nieruchomymi gwiazdami, podczas gdy z głębokim namysłem wybieraliśmy ciastka. Wtedy ujrzałem po raz pierwszy Biankę. Stała profilem przy ladzie z guwernantką, w białej sukience, smukła i kaligraficzna, jakby wyszła z Zodiaku. Nie odwracała się, stojąc w wzorowym kontrapoście młodych dziewcząt, i jadła ciastko z kremem. Nie widziałem jej wyraźnie, cały jeszcze poprzekreślany gzygzakami linij gwiezdnych. Tak po raz pierwszy skrzyżowały się nasze horoskopy bardzo jeszcze zagmatwany. Spotkały się i rozwiązały obojętnie. Nie zrozumieliśmy jeszcze naszego losu w tym wczesnym gwiezdnym aspekcie i wyszliśmy obojętnie, dźwięcząc szklanymi drzwiami.

Usput smo ušli u poslastičarnicu na kolače. Tek što smo ušli kroz zvučna, staklena vrata u tu belu, glaziranu unutrašnjost, punu sjajnog šećera – noć je odmah stala svim zvezdama, iznenada oprezna i pažljiva, radoznala, da joj ne umaknemo. Strpljivo je čekala na nas celo vreme, stražareći pred vratima, svetleći s visine kroz okna nepokretnim zvezdama, dok smo mi duboko razmišljajući birali kolače. Tada sam prvi put ugledao Bjanku. Stajala je okrenuta profilom kraj tezge, sa guvernantom, u beloj haljini, vitka i kaligrafska, kao da je bila izašla iz Zodijaka. Nije se okretala, stojeći u uzornom kontrapostu mladih devojaka jela je kolač s kremom. Nisam je video jasno, sav još isprecrtan zvezdanim cik-cak linijama. Tako su se prvi put ukrstili naši horoskopi, još veoma zamršeni. Susreli su se i ravnodušno zamrsili. Još nismo shvatili našu sudbinu u tom ranom zvezdanom aspektu i izašli smo ravnodušno, lupajući staklenim vratima.

Wracaliśmy potem okrężną drogą przez odległe przedmieście. Domy stawały się coraz niższe i rzadsze, wreszcie rozstąpiły się przed nami ostatnie i wkroczyliśmy w inny klimat. Weszliśmy nagle w łagodną wiosnę, w ciepłą noc srebrzącą się po błocie młodym, dopiero co wzeszłym, fiołkowym księżycem. Ta noc przedwiosenna awansowała w pośpiesznym tempie, uprzedzała gorączkowo swe późne fazy. Powietrze, zaprawione dopiero co jeszcze zwykłą cierpkością tej pory, stało się nagle słodkie i mdłe, pełne zapachu deszczówki, wilgotnego iłu i pierwszych śnieżyczek zakwitających lunatycznie w białym świetle magicznym. I aż dziw, że pod tym szczodrym księżycem nie zaroiła się noc galaretą żabią na srebrnych błotach, nie wylęgła się ikrą, nie rozgadała się tysiącem plotkujących pyszczków na tych żwirowiskach nadrzecznych, przeciekających wszystkimi porami lśniącą siatką słodkiej wody. I trzeba było dopowiedzieć, dorozumieć się tego rechotu w tej nocy gwarnej i źródlanej i pełnej dreszczów podskórnych, ażeby, na chwilę wstrzymana, ruszyła dalej i księżyc kulminował coraz bielszy i bielszy, jak gdyby przelewał swą białość z czary do czary, coraz wyższy i coraz promienniejszy, coraz bardziej magiczny i transcendentalny.

Posle toga smo se vraćali okolnim putem kroz daleko predgrađe. Kuće su postajale sve niže i ređe, najzad su se pred nama razmakle i poslednje i mi smo stupili u drukčiju klimu. Naglo smo ušli u blago proleće, u toplu noć koja se srebrila po blatu mladim, tek izišlim, ljubičastim mesecom. Ta pretprolećna noć je napredovala u žurnom tempu, grozničavo istrčavala pred svoje kasne faze. Vazduh, tek nedavno začinjen još običnom oporošću tog vremena, naglo je postao sladak i otužan, pun mirisa kišnice, vlažne gline i prvih visibaba koje su lunatično procvetavale u belom magičnom svetlu. I pravo je čudo što se pod tim štedrim mesecom noć nije zarojila žabljom pihtijom na srebrnim blatima, nije se izlegla ikrom, nije se raspričala hiljadama njuškica koje spletkare na tim gomilama šljunka kraj reke, kroz koje je sve pore proticala sjajna mreža slatke vode. I trebalo je doreći, odgonetnuti to kreketanje u toj noći bučnoj i izvorskoj, punoj potkožnih drhtaja, da bi – za trenutak zaustavljena – krenula dalje a mesec kulminirao, sve belji i belji, kao da je prelivao svoju belinu iz čaše u čašu, sve viši i sve blistaviji, sve magičniji i transcedentalniji.

Tak szliśmy pod przybierającą grawitacją księżyca. Ojciec i pan fotograf wzięli mnie między siebie, gdyż padałem z nóg z wielkiej senności. Nasze kroki chrzęściły w mokrym piasku. Dawno już spałem, idąc, i miałem już pod powiekami całą fosforescencję nieba pełną świetlistych znaków, sygnałów i gwiezdnych fenomenów, gdy wreszcie stanęliśmy w szczerym polu. Ojciec ułożył mnie na płaszczu rozpostartym na ziemi. Z zamkniętymi oczami widziałem jak słońce, księżyc i jedenaście gwiazd ustawiło się w paradzie na niebie, defilując przede mną. – Brawo, Józefie – zawołał ojciec z uznaniem i klasnął w dłonie. Był to oczywisty plagiat popełniony na innym Józefie, zastosowany do innych zgoła okoliczności. Nikt nie robił mi z tego powodu zarzutu. Mój ojciec Jakub kiwał głową i cmokał językiem, a pan fotograf rozstawił swój trójnóg na piasku, rozsunął miech aparatu jak harmonię i pogrążył się cały w fałdach czarnego sukna: fotografował to osobliwe zjawisko, ten lśniący horoskop na niebie, podczas gdy ja z głową płynącą w blasku leżałem olśniony na płaszczu i podtrzymywałem bezwładnie ten sen do ekspozycji.

Tako smo išli pod sve većom gravitacijom meseca. Otac i gospodin fotograf su me uzeli između sebe, jer sam padao s nogu od velike pospanosti. Naši koraci su škripali u mokrom pesku. Odavno sam već spavao idući i pod kapcima sam već imao celu fosforescenciju neba, punu sjajnih znakova, signala i zvezdanih fenomena, kad najzad stadosmo na otvorenom polju. Otac me je položio na kaput razastrt na zemlji. Zatvorenih očiju sam video kako se sunce, mesec i jedanaest zvezda uredilo za paradu na nebu, defilujući preda mnom. »Bravo, Juzefe!«  povikao je otac i sa odobravanjem zatapšao rukama. Bio je to očiti plagijat izvršen na drugom Juzefu i primenjen na sasvim druge prilike. Niko mi to nije prebacivao. Moj otac Jakub je klimao glavom i cmoktao jezikom, a gospodin fotograf je postavio svoj tronožac na pesak, razvukao meh aparata kao harmoniku i ceo utonuo u nabore crnog sukna: fotografisao je tu neobičnu pojavu, taj blistavi horoskop na nebu, dok sam ja s glavom koja se kupala u svetlosti ležao zasenjen na kaputu i nemoćno pridržavao taj san za ekspoziciju.

 

 

III

III

 

 

Dni stały się długie, jasne i rozległe, za rozległe niemal na swą treść jeszcze ubogą i nijaką. Były to dnie na wyrost, dnie pełne czekania, przybladłe z nudy i niecierpliwości. Jasne tchnienie, lśniący wiatr szedł przez pustkę tych dni, jeszcze nie zmącony wyziewami ogrodów nagich i pełnych słońca, wydmuchiwał do czysta ulice i stały długie i jasne, odświętnie zamiecione, jak gdyby czekały na czyjeś dalekie jeszcze i niewiadome przyjście. Słońce zmierzało powoli do punktów ekwinokcjalnych, zwalniało w biegu, dochodziło do pozycji wzorowy, w której stanąć miało nieruchomo w idealnej równowadze, wypuszczając strumienie ognia, porcja za porcja, na pustą i chłonącą ziemię.

Dani su postali dugi, svetli i prostrani, skoro isuviše prostrani za svoju sadržinu još ubogu i nikakvu. Bili su to dani predviđeni za rastenje, dani puni čekanja, pobledeli od dosade i nestrpljivosti. Jasan dah, sjajni vetar išao je kroz prazninu tih dana, još nepomućen isparenjima nagih vrtova, punih sunca, čistio je ulice i ove su stajale duge i svetle, svečano počišćene, kao da su čekale na nečiji još daleki i neznani dolazak. Sunce se lagano kretalo ka ekvinociju, usporavalo svoj beg, stizalo u uzornu poziciju, u kojoj je trebalo da stane u idealnoj ravnoteži, ispuštajući potoke ognja, porciju za porcijom, na pustu i halapljivu zemlju.

Jasny i nieskończony  przeciąg wiał przez całą szerokość horyzontu, ustawiał szpalery i aleje pod czyste linie perspektywy, wygładzał się w wielkim i pustym wianiu i stawał wreszcie zatchniony, ogromny i lustrzany, jak gdyby chciał w swym wszechobejmującym zwierciadle zamknąć idealny obraz miasta, fatamorganę przedłużoną w głąb jego świetlanej wklęsłości. Wtedy świat nieruchomiał na chwilę, stawał bez tchu, olśniony, chcąc wejść cały w ten złudny obraz, w tę prowizoryczną wieczność, którą mu otwierano. Ale szczęśliwa oferta mijała, wiatr łamał swe zwierciadło i czas brał nas znów w swe posiadanie.

Svetla i beskrajna promaja je duvala kroz celu širinu horizonta, pravila špalire i aleje pod čistim linijama perspektive, postajala glatka u velikom i praznom duvanju i najzad zastajala zadihana, ogromna i blistava, kao da je htela da u svom sveobuhvatnom ogledalu zatvori idealni lik grada, fatamorganu produženu u dubinu njegove sjajne izdubenosti. Tada je svet za trenutak postajao nepomičan, zastajao bez daha, zasenjen, sa željom da ceo uđe u tu varljivu sliku, u tu provizornu večnost koja mu je otvarana. Ali srećna ponuda je prolazila, vetar je razbijao svoje ogledalo i vreme nas je opet stavljalo pod svoju vlast.

Nadeszły ferie wielkanocne, długie i nieprzejrzane. Wolni od szkoły wałęsaliśmy się po mieście bez celu i potrzeby, nie umieliśmy korzystać ze swobody. Była to wolność całkiem pusta, nieokreślona i bez zastosowania. Sami jeszcze bez definicji, oczekiwaliśmy jej od czasu, który nie umiał jej znaleźć, gubiąc się wśród tysiąca wybiegów.

Naišao je uskršnji raspust, dug i nepregledan. Slobodni od škole, skitali smo se po gradu bez cilja i potrebe, nismo umeli da iskoristimo slobodu. Bila je to sasvim prazna sloboda, neodređena i bez primene. Sami još bez definicije očekivali smo je od vremena, koje nije umelo da je nađe, gubeći je usred hiljada lukavstava.

Przed kawiarnią ustawiono już stoliki na bruku. Panie siedziały przy nich w jasnych kolorowych sukienkach i połykały wiatr małymy łykami, jak lody. Spódniczki furkotały, wiatr kąsał się od dołu, jak mały rozwścieczony piesek, panie dostawały wypieków, paliły je twarze od suchego wiatru i pierzchły wargi. Jeszcze trwał antrakt i wielka nuda antraktu, świat zbliżał się powoli i z tremą do jakiejś granicy, dobijał za wcześnie do jakiejś mety i czekał.

Pred kafanom su već bili postavljeni stolovi na pločniku. Gospođe su sedele za njima u svetlim šarenim haljinama i gutale vetar malim gutljajima kao sladoled. Suknje su šuštale, vetar ih je ujedao odozdo, kao malo razbesnelo psetance, gospođe su dobijale crvene pečate na obrazima, lica su im gorela od suvog vetra a usne se sušile. Još je trajao antrakt i velika dosada antrakta, svet se lagano i s tremom približavao nekoj granici, prerano stizao do neke mete i čekao.

Mieliśmy w tych dniach wszyscy wilczy apetyt. Biegliśmy wysuszeni wiatrem do domu, ażeby spożywać w tępym zamyśleniu ogromne kawały chleba z masłem, kupowaliśmy na ulicy wielkie, trzeszczące od świeżości obwarzanki, siedzieliśmy wszyscy rzędem w rozległej sieni kamienicy w rynku – pustej i sklepionej – bez jednej myśli w głowie. Przez niskie arkady widać było biały i czysty plac rynkowy. Beczki po winie stały rzędem pod ścianą i pachniały. Siedzieliśmy na długiej ladzie, na której w dnie targowe sprzedawano kolorowe chustki chłopskie, i bębniliśmy nogami w deski z bezradność i nudy.

Tih dana smo imali kurjačke apetite. Isušeni vetrom trčali smo kući, da u tupoj zamišljenosti jedemo ogromno komađe hleba sa maslacom, kupovali smo na ulici velike, sveže đevreke koji su pucketali od svežine, sedeli smo svi jedan do drugog u prostranom tremu zgrade na trgu – puste i zasvođene – bez ijedne misli u glavi. Kroz niske arkade video se beli i čisti prostor trga. Burad od vina su stajala u nizu pod zidom i mirisala. Sedeli smo na dugoj tezgi, na kojoj su se pazarnih dana prodavale šarene seljačke marame i bespomoćni i od dosade dobovali smo nogama po daskama.

Nagle Rudolf mając usta zapchane obwarzankami wyjął z zanadrza markownik i rozwinął go przede mną.

Iznenada Rudolf, kome su usta bila prepuna đevreka, izvadi iz nedara album za marke i otvori ga preda mnom.

 

 

IV

IV

 

 

Zrozumiałem wtedy dlaczego ta wiosna była dotychczas tak pusta, wklęsła i zatchnięta. Nie wiedząc o tym, uciszała się w sobie, milkła, cofała się w głąb – robiła miejsce, otwierała się cała w czystą przestrzeń, pusty błękit bez mniemania i bez definicji – zdziwiona naga forma dla przyjęcia niewiadomej treści. Stąd ta błękitna, jakby ze snu zbudzona neutralność, ta wielka i jakby obojętna gotowość na wszystko. Ta wiosna trzymała się cała w pogotowiu – bezludna i obszerna, stawiała się cała do dyspozycji bez tchu i bez pamięci – czekała jednym słowem na objawienie. Któż mógł przewidzieć, że wyjdzie ono całkiem gotowe, w pełnym rynsztunku i olśniewające – z markownika Rudolfa:

Tada sam shvatio zašto je to proleće do toga vremena bilo tako pusto, izdubljeno i zadihano. Ne znajući za to, smirivalo se u sebi, ućutkivalo, povlačilo u dubinu – pravilo je mesto, celo se otvaralo u čisto prostranstvo, pusto plavetnilo bez mišljenja i definicije – začuđena naga forma spremna da primi neznani sadržaj. Odatle ta plava, kao iz sna probuđena neutralnost, ta velika i kao ravnodušna spremnost na sve. To proleće se celo držalo u pripravnosti – bezljudno i prostrano, celo se stavljalo na raspoloženje bez daha i bez svesti – jednom rečju čekalo je na otkrovenje. Ko je mogao predvideti da će izaći sasvim gotovo, u punoj opremi i zasenjujuće iz Rudolfovog albuma za marke.

Były to przedziwne skróty i formuły, recepty na cywilizacje, poręczne amulety, w których można było ująć między dwa place esencję klimatów i prowincyj. Były to przekazy na imperia i republiki, na archipelagi i kontynenty. Cóż więcej mogli posiąść cesarze i uzurpatorowie, zdobywcy i dyktatorzy? Poznałem nagle słodycz władzy nad ziemiami, kolec tego niedosytu, który tylko panowaniem ukoić można. Z Aleksandrem Macedońskim zapragnąłem świata całego. I ani o piędź ziemi mniej niż świata.

Bile su to čudne skraćenice i formule, recepti za civilizacije, zgodni talismani u kojima se sa dva prsta mogla utvrditi esencija klima i provincija. Bili su to čekovi za imperiju i republike, za arhipelage i kontinente. Šta su više mogli imati cesari i uzurpatori, osvajači i diktatori? Iznenada sam upoznao slast vlasti nad zemljama, trn one nezasitosti, koja se može umiriti samo vladanjem. S Aleksandrom Makedonskim zaželeo sam ceo svet. I ni pedlja zemlje manje od celog sveta.

 

 

V

V

 

 

Ciemny, żarliwy, pełen zapiekłej miłości odbierałem defiladę stworzenia, maszerujące kraje, lśniące pochody, które widziałem w interwałach, poprzez purpurowe zaćmienia, ogłuszony od uderzeń krwi, bijącej do serca w takt tego uniwersalnego marsza wszystkich narodów. Rudolf przepuszczał przed moimi oczyma te bataliony i pułki, odprawiał paradę, pełen gorliwości i zaaferowania. On, właściciel tego albumu, degradował się dobrowolnie jakby do roli adiutanta, składał raport uroczyście, pełen przejęcia, jak przysięgę, zaślepiony i zdezorientowany w swej roli niejasnej i pełnej dwuznaczności. W końcu w uniesieniu, w napływie jakiejś zapamiętałej wielkoduszności przypiął mi, jak order do piersi – różową Tasmanię, pałającą jak maj, i Hajdarabad mrowiący się cygańskim bełkotem splątanych alfabetów.

Taman, strastan, pun okorele ljubavi primao sam defile tih stvorenja, države koje su marširale, sjajne pohode, koje sam video u intervalima, kroz purpurna pomračenja, ogluveo od udara krvi, koja je bila u srce po taktu tog univerzalnog marša svih naroda. Rudolf je propuštao pred mojim očima te bataljone i pukove, rukovodio defileom, pun usrdnosti i zauzetosti. On, vlasnik tog albuma, degradirao se dobrovoljno do uloge kao nekog ađutanta, svečano je podnosio raport kao zakletvu, uzbuđen, zaslepljen i dezorijentisan u svojoj ulozi nejasnoj i punoj dvosmislenosti. Najzad u oduševljenju, u nastupu neke strasne velikodušnosti, prikačio mi je kao orden na grudi – ružičastu Tasmaniju koja je plamtela kao maj, i Hajdarabad koji je vrveo od ciganskog mucanja zamršenih alfabeta.

 

 

VI

VI

 

 

Wtedy to miało miejsce to objawienie, ta nagle ukazana wizja rozpłomienionej piękności świata, wtedy to przyszła ta wieść szczęśliwa, posłanie tajemne, ta misja specjalna o nieobjętych możliwościach bytu.  Otworzyły się na oścież horyzonty jaskrawe, srogie i zapierające oddech, świat drżał i migotał w swych przegubach, przechylał się niebezpiecznie, grożąc wyłamaniem się z wszystkich miar i reguł.

Tada se dogodilo to otkrovenje, ta iznenadna pokazana vizija razbuktale lepote sveta, tada je stigla ta srećna vest, tajna poslanica, ta specijalna misija neobuhvatnih mogućnosti života. Širom su se otvorili svetli horizonti, svirepi i koji zadržavaju dah, svet je drhtao i treperio u svojim zglobovima, opasno se nakretao, preteći da će iskočiti iz svih mera i pravila.

Czym jest dla ciebie, drogi czytelniku, marka pocztowa? Czym jest ten profil Franciszka Józefa I z łysiną uwieńczoną wieńcem wawrzynu? Czy nie jest on symbolem codzienności, zdeterminowaniem wszystkich możliwości, rękojmią nieprzekraczalnych granic, w których już raz na zawsze świat jest zamknięty?

Šta je sama po sebi, dragi čitaoče, poštanska marka? Šta je taj profil Franca Jozefa I sa ćelom ovenčanom lovorovim vencem? Nije li on simbol svakidašnjosti, determinacija svih mogućnosti, jemstvo neprelaznih granica, u koje je već jednom zauvek zatvoren svet?

Świat był naówczas objęty ze wszech stron Franciszkiem Józefem I i nie było wyjścia poza niego. Na wszystkich horyzontach wyrastał, zza wszystkich węgłów wynurzał się ten profil wszechobecny i nieunikniony, zamykał świat na klucz, jak więzienie. I oto, gdyśmy już stracili nadzieję, pełni gorzkiej rezygnacji, pogodzili się wewnętrznie z jednoznacznością świata, z tą ciasną niezmiennością, której potężnym gwarantem był Franciszek Józef I – wtedy znienacka, jak rzecz nieważną otworzyłeś przede mną ten markownik, o Boże, pozwoliłeś rzucić mimochodem spojrzenie w tę księgę łuszczącą się blaskiem, w markownik strącający swe szaty, stronica za stronica, coraz jaskrawszy i coraz przeraźliwszy... Któż weźmie mi za złe, że stałem wówczas olśniony, bezsilny ze wzruszenia, a z oczu przepełnionych blaskiem lały mi się łzy. Co za olśniewający relatywizm, co za czyn kopernikański, co za płynność wszystkich kategorii i pojęć! Więc tyle dałeś sposobów istnienia, o Boże, więc taki Twój świat jest nieprzeliczony! To jest więcej niż w najśmielszych marzeniach roiłem. Więc prawdą jest ta wczesna antycypacja duszy, która wbrew oczywistości upierała się przy tym, że świat jest nieprzeliczony!

Svet je tada bio sa svih strana obuhvaćen Francom Jozefom I i iz njega nije bilo izlaska. Izrastao je na svim horizontima, iza svih uglova se pomaljao taj svuda prisutni i neizbežni profil, zaključavao je svet, kao tamnicu. I evo, kad smo već bili izgubili nadu, pomirili se u sebi sa jednosmislenošću sveta, sa tom tesnom nepromenljivošću, čija je moćna garancija bila Franc Jozef I – iznenada, kao nevažna stvar, otvorio si preda mnom taj album sa markama, o Bože, dozvolio si mi da bacim letimičan pogled na tu knjigu koja se ljuskala sjajem, na album s markama koji je zbacivao svoju odeću, stranu po stranu, sve svetliji i sve strašniji... Ko će mi zameriti što sam tada stajao zasenjen, malaksao od uzbuđenja, a iz očiju punih sjaja su mi tekle suze. Kakav zasenjujući relativizam, kakav kopernikovski čin, kakva nestalnost kategorija i pojmova! Dakle, toliko si dao načina postojanja, o Bože, dakle takav je tvoj neizbrojni svet! To je više nego što sam mogao pomisliti u najsmelijim snovima. Dakle, istina je ta rana anticipacija duše, koja je uprkos očevidnosti tvrdoglavo smatrala da je svet neizbrojan!

 

 

VII

VII

 

 

Świat był naówczas ograniczony Franciszkiem Józefem I. Na każdej marce pocztowej, na każdej monecie i na każdym stemplu stwierdzał jego wizerunek niezmienność świata, niewzruszony dogmat jego jednoznaczńości. Taki jest świat i nie masz innych światów prócz tego – głosiła pieczęć z cesarsko-królewskim starcem. Wszystko inne jest urojeniem, dziką pretensją i uzurpacją. Na wszystkim położył się Franciszek Józef I i zahamował świat w jego wzroście.

Svet je tada bio ograničen Francom Jozefom I. Na svakoj poštanskoj marki, na svakoj moneti i na svakom pečatu njegov lik je konstatovao nepromenljivost sveta, nepokolebljivi dogmat njegove jednosmislenosti. Takav je svet i nema drugih svetova osim ovoga – govorio je pečat sa cesarsko-kraljevskim starcem. Sve ostalo je uobraženje, divlja pretenzija i uzurpacija. Na sve je legao Franc Jozef I i zaustavio svet u njegovom rastu.

Skłaniamy się z głębi naszej istoty do prawomyślności, drogi czytelniku. Lojalność naszej układnej natury nie jest nieczuła na urok autorytetu. Franciszek Jósef I był najwyższym autorytetem. Jeżeli ten autorytatywny starzec rzucał całą swą powagę na szalę tej prawdy – nie było rady, trzeba było zrezygnować z urojeń duszy, z żarliwych jej antycypacji – zaaranżować się, jak się da, w tym jedynie możliwym świecie, bez złudzeń i bez romantyki – i zapomnieć.

Iz dubine našeg bića naginjemo ka pravomislenosti, dragi čitaoče. Lojalnost naše učtive prirode nije neosetljiva za čar autoriteta. Franc Jozef je bio najviši autoritet. Ako je taj autoritativni starac bacao sve svoje dostojanstvo na tas te istine – šta se tu moglo, trebalo je pomiriti se s napuštanjem maštanja duše, njenih usrdnih anticipacija – smestiti se nekako, kako se može u tom jedino mogućem svetu, bez iluzija i bez romantike – i zaboraviti.

Ale gdy już więzienie zamyka się nieodwołalnie, gdy ostatni otwór jest zamurowany, gdy wszystko sprzysięgło się, ażeby cię przemilczeć, o Boże, gdy Franciszek Józef I zatarasował, zalepił ostatnią szparę, ażeby cię nie dojrzano, wtedy powstałeś w szumiącym płaszczu mórz i kontynentów i kłam mu zadałeś. Ty, Boże, wziąłeś wtedy na siebie odium herezji i wybuchnąłeś na świat tym ogromnym kolorowym i wspaniałym bluźnierstwem. O herezjarcho wspaniały! Uderzyłeś wtedy we mnie tą płonącą księgą, eksplodowałeś z kieszeni Rudolfa markownikiem. Nie znałem jeszcze wówczas trójkątnego kształtu markownika. Zamieniałem go w mym zaślepieniu z papierowym pistoletem, z którego strzelaliśmy w szkole pod ławką ku utrapieniu profesorów. O, jakże wystrzeliłeś z niego, o Boże! To była Twoja żarliwa tyrada, to była płomienna i świetna filipika Twoja przeciw Francizkowi Józefowi I i jego państwu prozy, to była prawdziwsza księga blasku!

Ali kad se već tamnica zatvara neopozivo, kad je poslednji otvor zazidan, kad se sve zaklelo da prećuti, o Bože, kad je Franc Jozef I pregradio, zalepio poslednju pukotinu, da ne bi bio ugledan, tada si ustao u šumnom plaštu mora i kontinenata i otkrio si njegovu laž. Ti, Bože, uzeo si tada na sebe odijum jeresi i eksplodirao si na svet tom ogromnom, šarenom i veličanstvenom hulom. O veličanstveni Herezijarše! Udario si tada u mene tom vatrenom knjigom, eksplodirao si albumom za marke iz Rudolfova džepa. Tada još nisam poznavao trouglasti oblik albuma za marke. U svojoj zaslepljenosti zamenjivao sam ga sa papirnim pištoljem iz koga smo pucali u školi pod klupom, za pakost profesorima. O, kako si ti pukao iz njega, o Bože! To je bila tvoja strasna tirada, to je bila tvoja plamena i sjajna filipika protiv Franca Jozefa I i njegove države proze, to je bila prava knjiga sjaja.

Otworzyłem ją, i zajaśniało przede mną kolorami światów, wiatrem nieobjętych przestrzeni, panoramą wirujących horyzontów. Ty szedłeś przez nią, karta za karta, ciągnąc za sobą ten tren utkany ze wszystkich stref i klimatów. Kanada, Honduras, Nicaragua, Abrakadabra, Hiporabundia... Zrozumiałem cię, o Boże. To były wszystko wybiegi Twojego bogactwa, to były pierwsze lepsze słowa, które Ci się nawinęły. Sięgnałeś ręką do kieszeni i pokazałeś mi, jak garść guzików, rojące się w Tobie możliwości. Tobie nie chodziło o ścisłość, mówiłeś, co Ci ślina na język przyniosła. Mogłeś tak samo powiedzieć: Panfribas i Haleliwa, i powietrze załopotałoby wśród palm papugami do potęgi, a niebo, jak ogromna, stokrotna, szafirowa róża, rozdmuchana do dna – ukazałoby olśniewające sedno – oko Twoje pawiookie, urzęsione i przeraźliwe, i zamigotałoby jaskrawym rdzeniem Twej mądrości, zalśniłoby nad-kolorem, zawiałoby nad-aromatem. Ty chciałeś mnie olśnić, o Boże, pochwalić się, skokietować mnie, bo i Ty masz chwilę próżności, kiedy się sam sobą zachwycasz. O jakże kocham te chwile!

Otvorio sam i preda mnom su blesnula šarenila svetova, vetrom neobuhvaćenih prostranstava, panoramom uzvitlanih horizonata. Ti si išao kroz nju, list za listom, vukući za sobom taj šlep satkan od svih sfera i klimata. Kanada, Honduras, Nikaragva, Abrakadabra, Hiporabundija...  Razumeo sam te, o Bože. To su sve bila lukavstva Tvoga bogatstva, to su bile prve reči koje su Ti pale na pamet. Segnuo si rukom u džep i pokazao mi, kao šaku dugmadi, mogućnosti koje su vrvele u Tebi. Tebi nije bilo stalo do tamnosti, govorio si šta ti je pljuvačka na jeziku donela. Mogao si isto tako reći i: Panfibras i Haleljiva, i vazduh bi među palmama zabrujao od moćnih udara papagajskih krila, a nebo, kao ogromna, stostruka, safirna ruža, razduvana do dna, pokazala bi zasenjujuću srž – oko Tvoje paunooko, pokriveno trepavicama i strašno, zatreptalo bi sjajnim korenom Tvoje mudrosti, zablistalo bi nadbojom, zamirisalo bi nadmirisom. Ti si hteo da me zaseniš, o Bože, da se pohvališ, da malo pokoketuješ sa mnom, jer i Ti imaš trenutke sujetnosti, kada se oduševljavaš samim sobom. O kako volim taj trenutak!

Jakże pogrążony zostałeś, Franciszku Józefie I i twoja ewangelia prozy! Nadaremnie szukały cię moje oczy. Na koniec znalazłem cię. Byłeś także w tym tłumie, lecz jakże mały, zdetronizowany i szary. Maszerowałeś z innymi w prochu gościńca tuż za Ameryką Południową, a przed Australią, i śpiewałeś z innymi: Hosanna!

Kako si postao ponižen, France Jozefe I, i Tvoje evanđelje proze! Uzalud su Te tražile moje oči. Najzad sam Te našao. I Ti si bio u toj gomili, ali kako mali, zbačen sa prestola i siv. Marširao si sa ostalima po drumskoj prašini iza Južne Amerike i pred Australijom i pevao si sa ostalima: Hosana!

 

 

VIII

VIII

 

 

Zostałem adeptem nowej ewangelii. Zaprzyjaźniłem się z Rudolfem. Podziwiałem go, przeczuwając niejasno, że jest on tylko narzędziem, że księga dla kogo innego jest przeznaczona. W istocie on zdawał się być raczej jej stróżem. Katalogował, przylepiał, odlepiał, chował na klucz do szafy. W gruncie rzeczy był smutny, jak ten, który wiedział, że jego będzie ubywać, podczas gdy ja przybierać będę. Był jak ten, który przyszedł prostować ścieżki Pańskie.

Postao sam adept novog evanđelja. Sprijateljio sam se sa Rudolfom. Divio sam mu se, predosećajući nejasno da je on samo oruđe, da je knjiga nekom drugom namenjena. I doista on je pre ličio na njenog čuvara. Katalogizirao je, lepio, odlepljivao, zaključavao u orman. U suštini stvari bio je tužan kao onaj koji je znao da će njega biti sve manje, dok će mene biti sve više. Bio je kao onaj koji je došao da ispravlja puteve Gospodnje.

 

 

IX

IX

 

 

Miałem wiele powodów do przyjęcia, że księga ta była dla mnie przeznaczona. Wiele znaków wskazywało na to, że do mnie zwracała się ona jako misja specjalna, posłanie i poruczenie osobiste. Poznałem to już po tym, że nikt nie czuł się jej właścicielem. Nawet Rudolf, który ją raczej obsługiwał. Była mu w gruncie rzeczy obcą. Był on jak niechętny i leniwy sługa w pańszczyźnie obowiązku. Niekiedy zazdrość zalewała mu serce goryczą. Buntował się wewnętrznie przeciwko swej roli klucznika skarbu, który do niego nie należał. Patrzył z zazdrością na refleks dalekich światów wędrujący cichą gamą kolorów po mojej twarzy. Dopiero odbity od mego oblicza, dochodził go daleki odblask tych kart, w których dusza jego nie miała udziału.

Imao sam mnogo razloga da smatram da je ta knjiga bila namenjena meni. Mnogi znaci pokazivali su da se ona meni obraćala kao specijalna misija, lično poslanstvo i poruka. To sam poznao po tome što se niko nije osećao njenim vlasnikom. Čak ni Rudolf koji joj je pre služio. U suštini mu je bila tuđa. On je bio kao nemaran i lenj sluga u kmetstvu obaveze. Ponekad mu je zavist zalivala srce gorčinom. U sebi se bunio protiv svoje uloge ključara blaga koje mu nije pripadalo. Sa zavišću je posmatrao refleks dalekih svetova, koji je tihom gamom boja putovao po mom licu. Tek odbijen od mog lica dopirao je do njega daleki odsjaj tih stranica, u kojima njegova duša nije imala udela.

 

 

X

X

 

 

Widziałem raz prestidigitatora. Stał on na estradzie szczupły, ze wszech stron widoczny, i demonstrował swój cylinder, ukazując wszystkim puste jego i białe dno. W ten sposób zabezpieczywszy swą sztukę ponad wszelką wątpliwość przed podejrzeniem oszukańczych manipulacji, zakreślił pałeczką w powietrzu splątany swój znak magiczny i natychmiast zaczął z przesadną precyzją i naocznością wywlekać laseczką z cylindra wstążki papierowe, kolorowe wstążki, łokciami, sążniami, na koniec kilometrami. Pokój napełniał się tą kolorową szeleszczącą masą, stawał się jasny od tego stokrotnego rozmnożenia, od spienionej i lekkiej bibułki, od świetlanego spiętrzenia, a on nie przestawał wywlekać tego nie kończącego się wątka, mimo przerażonych głosów, pełnych zachwyconego protestu, okrzyków ekstazy, spazmatycznych płaczów, aż w końcu stawało się jasne, jak na dłoni, że go to nic nie kosztuje, że czerpie tę obfitość nie z własnych zasobów, że mu po prostu otworzyły się źródła nadziemskie, nie podług ludzkich miar i rachub.

Jednom sam video mađioničara. Stajao je na bini, mršav, vidljiv sa svih strana, i držao svoj cilinder, pokazujući svima njegovo prazno i belo dno. Obezbedivši na taj način van svake sumnje svoju veštinu od podozrenja da se služi varalačkim mahinacijama, napravio je u vazduhu svoj komplikovani magični znak i odmah počeo sa preteranom preciznošću i očevidnošću da izvlači iz cilindra štapićem papirne šarene trake, metrima, fatovima, najzad kilometrima. Soba se punila tom šarenom šuštavom masom, postajala je svetla od tog stokratnog umnožavanja, od penušave i lake hartije, od sjajnog gomilanja a on nije prestajao sa izvlačenjem te beskrajne niti i pored preplašenih glasova, punih oduševljenog protesta ekstatičnih uzvika, grčevitog plača, dok najzad nije postalo jasno kao na dlanu da ga to ništa ne košta, da to obilje crpe ne iz sopstvenih zaliha, da su mu se prosto otvorili nadzemaljski izvori, izvan ljudskih mera i računa.

Ktoś wówczas, predestynowany do recepcji głębszego sensu tej demonstracji, odchodził do domu zamyślony i olśniony wewnętrznie, przeniknięty do głębi prawdą, która weń weszła: Bóg jest nieprzeliczony...

Tada je neko, predestiniran za recepciju dubljeg smisla te demonstracije, odlazio kući zamišljen i unutrašnje zasenjen, do dna duše prožet istinom koja je ušla u njega: Bog je neizbrojiv...

XI F

 

www.brunoschulz.org