www.brunoschulz.org

----------------------------------------

 

BRUNO SCHULZ

 

SKLEPY CYNAMONOWE   è

 

Augusztus / August / Август / Rugpjūtis / August / Август / Αύγουστος / Agosto / Agosto

 

 

 

BRUNO SCHULZ

 

Sierpień [1]

 

1

 

W lipcu ojciec mój wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszołamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie słodki do omdlenia miąższ złotych gruszek.

 

 

BRUNO ŠULC

 

Avgust [2]

 

1

 

U julu je moj otac odlazio u banju i ostavljao me s majkom i starijim bratom na milost i nemilost letnjih dana belih od žege i onesvešćujućih. Prevrtali smo, ošamućeni svetlom, tu veliku knjigu raspusta, čiji su svi listovi goreli sjajem i imali na dnu opojno slatko meso zlatnih krušaka.

Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni; a obok tej czystej poezji owoców wyładowywała nabrzmiałe siłą i pożywnością płaty mięsa z klawiaturą żeber cielęcych, wodorosty jarzyn, niby zabite głowonogi i meduzy surowy materiał obiadu o smaku jeszcze nie uformowanym i jałowym, wegetatywne i telluryczne ingrediencje obiadu o zapachu dzikim i polnym.

Adela se vraćala u svetla jutra, kao Pomona iz vatre užarenog dana, prosipajući iz kotarice šarenu lepotu sunca – sjajne trešnje, pune vode ispod prozračne kožice, crne višnje, čiji je miris prelazio ono što se ostvarivalo u ukusu; kajsije, u čijem se zlatnom mesu nalazila srž dugih popodneva; a pored te čiste poezije voća istovarivala je komađe mesa sa klavijaturom telećih rebara nabreklih snagom i hranljivošću, alge povrća, kao ubijene sepije i meduze – sirovi materijal ručka sa još neformiranim i jalovim ukusom, vegetativne i zemaljske primese koje su mirisale divljinom i poljem.

Przez ciemne mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy w rynku przechodziło co dzień na wskroś całe wielkie lato: cisza drgających słojów powietrznych, kwadraty blasku śniące żarliwy swój sen na podłodze; melodia katarynki, dobyta z najgłębszej złotej żyły dnia; dwa, trzy takty refrenu, granego gdzieś na fortepianie, wciąż na nowo, mdlejące w słońcu na białych trotuarach, zagubione w ogniu dnia głębokiego. Po sprzątaniu Adela zapuszczała cień na pokoje, zasuwając płócienne story. Wtedy barwy schodziły o oktawę głębiej, pokój napełniał się cieniem, jakby pogrążony w światło głębi morskiej, jeszcze mętniej odbity w zielonych zwierciadłach, a cały upał dnia oddychał na storach, lekko falujących od marzeń południowej godziny.

Kroz tamni stan na prvom spratu zidane zgrade na trgu svaki dan je skroz prolazilo leto: tišina drhtavih vazdušnih slojeva, kvadrati svetla koji su na podu snivali svoj strasni san; melodija vergla izvučena iz najdublje zlatne žile dana; dva-tri takta refrena, koji je, sviran negde na klaviru, stalno iznova, malaksavao na suncu na belim pločicama, izgubljen u vatri dubokog dana. Pospremivši, Adela je pravila hlad u sobama navlačeći platnene zavese. Tada su se boje spuštale za oktavu dublje, senka je ispunjavala sobu, kao utonulu u svetlost morske dubine, ogledajući se još mutnije u zelenim zrcalima, a sva žega dana se odmarala na zavesama koje su se lako talasale od sanjarija podnevnih sati.

W sobotnie popołudnia wychodziłem z matką na spacer. Z półmroku sieni wstępowało się od razu w słoneczną kąpiel dnia. Przechodnie, brodząc w złocie, mieli oczy zmrużone od żaru, jakby zalepione miodem, a podciągnięta górna warga odsłaniała im dziąsła i zęby. I wszyscy brodzący w tym dniu złocistym mieli ów grymas skwaru, jak gdyby słońce nałożyło swym wyznawcom jedną i tę samą maskę - złotą maskę bractwa słonecznego; i wszyscy, którzy szli dziś ulicami, spotykali się, mijali, starcy i młodzi, dzieci i kobiety, pozdrawiali się w przejściu tą maską, namalowaną grubą, złotą farbą na twarzy, szczerzyli do siebie ten grymas bakchiczny - barbarzyńską maskę kultu pogańskiego.

Subotom popodne izlazio sam s majkom u šetnju. Iz polumraka trema ulazilo se odmah u sunčano kupanje dana. Prolaznici, hodajući u zlatu, imali su oči sužene od žege, kao slepljene medom, a malo podignuta gornja usna otkrivala im je desni i zube. I svi koji su hodali tog zlaćanog dana imali su tu grimasu žege, kao da je sunce svim svojim pristalicama bilo stavilo istu masku – zlatnu masku sunčanog bratstva, i svi, koji su danas išli ulicama, susreli su se, mimoilazili, stari i mladi, deca i žene, pozdravljali su se u prolazu tom maskom, naslikanom debelom, zlatnom bojom na licu, kezili su se jedni na druge tom bahantskom grimasom – varvarskom maskom paganskog kulta.

Rynek był pusty i żółty od żaru, wymieciony z kurzu gorącymi wiatrami, jak biblijna pustynia. Cierniste akacje, wyrosłe z pustki żółtego placu, kipiały nad nim jasnym listowiem, bukietami szlachetnie uczłonkowanych filigranów zielonych, jak drzewa na starych gobelinach. Zdawało się, że te drzewa afektują wicher, wzburzając teatralnie swe korony, ażeby w patetycznych przegięciach ukazać wytworność wachlarzy listnych o srebrzystym podbrzuszu, jak futra szlachetnych lisic. Stare domy, polerowane wiatrami wielu dni, zabawiały się refleksami wielkiej atmosfery, echami, wspomnieniami barw, rozproszonymi w głębi kolorowej pogody. Zdawało się, że całe generacje dni letnich (jak cierpliwi sztukatorzy, obijający stare fasady z pleśni tynku) obtłukiwały kłamliwą glazurę, wydobywając z dnia na dzień wyraźniej prawdziwe oblicze domów, fizjonomię losu i życia, które formowało je od wewnątrz. Teraz okna, oślepione blaskiem pustego placu, spały; balkony wyznawały niebu swą pustkę; otwarte sienie pachniały chłodem i winem.

Trg je bio prazan i žut od žege, očišćen od prašine vrelim vetrovima, kao biblijska pustinja. Trnoviti bagrem, izrastao iz pustoši žutog trga, ključao je nad njim svetlim lišćem, buketima plemenito raščlanjenih zelenih filigrana, kao drveće na starim goblenima. Izgledalo je kao da to drveće uzbuđuje vetar, teatralno pokrećući svoje krošnje, da bi u patetičnim pregibima pokazalo lepotu lisnatih lepeza sa srebrnastim trbuhom, kao krzna plemenitih lisica. Stari domovi, politirani vetrovima mnogih dana, zabavljali su se refleksima velike atmosfere, odjecima, uspomenama boja, razbacanim u unutrašnjosti šarene vedrine. Izgledalo je kao da su cela pokolenja letnjih dana (kao strpljivi fasaderi, koji su sa starih fasada skidali plesan maltera) skidali lažnu glazuru, iz dana u dan sve jasnije otkrivajući pravi lik domova, fizionomiju sudbine i života, koji ih je formirao iznutra. Sada su prozori, zaslepljeni bleskom praznog trga, spavali; balkoni su ispovedali nebu svoju prazninu; otvoreni tremovi su mirisali hladovinom i vinom.

Kupka obdartusów, ocalała w kącie rynku przed płomienną miotłą upału, oblegała kawałek muru, doświadczając go wciąż na nowo rzutami guzików i monet, jak gdyby z horoskopu tych metalowych krążków odczytać można było prawdziwą tajemnicę muru, porysowanego hieroglifami rys i pęknięć. Zresztą rynek był pusty. Oczekiwało się, że przed tę sień sklepioną z beczkami winiarza podjedzie w cieniu chwiejących się akacyj osiołek Samarytanina, prowadzony za uzdę, a dwóch pachołków zwlecze troskliwie chorego męża z rozpalonego siodła, ażeby go po chłodnych schodach wnieść ostrożnie na pachnące szabasem piętro.

Gomilica odrpanaca, koja se u uglu trga održala pred vatrenom metlom žege, opsedala je komadić zida, ispitujući ga stalno nanovo udarcima dugmadi i novca, kao da je iz horoskopa tih metalnih kružića bilo moguće pročitati pravu tajnu zida, išaranog hijeroglifima crta i pukotina. Uostalom, trg je bio pust. Očekivalo se da će pred taj svedeni trem s vinarevim buradima u senku bagrema što se njišu stići Samarićaninovo magarence, vođeno za povodac, a dvoje slugu će pažljivo skinuti bolesnog čoveka sa užarenog sedla, da bi ga po senovitim stepenicama oprezno unelo na sprat koji miriše sabatom.

Tak wędrowaliśmy z matką przez dwie słoneczne strony rynku, wodząc nasze załamane cienie po wszystkich domach, jak po klawiszach. Kwadraty bruku mijały powoli pod naszymi miękkimi i płaskimi krokami - jedne bladoróżowe jak skóra ludzka, inne złote i sine, wszystkie płaskie, ciepłe, aksamitne na słońcu, jak jakieś twarze słoneczne, zadeptane stopami aż do niepoznaki, do błogiej nicości.

Tako smo ja i majka putovali preko dve sunčane strane trga, vodeći naše izlomljene senke po svim kućama kao po klavirskim dirkama. Kvadrati pločnika su lagano promicali ispod naših mekih i pljosnatih koraka – jedni bledorumeni kao ljudska koža, drugi zlatni i modri, a svi pljosnati, topli, baršunasti na suncu, kao neka sunčana lica, toliko ugažena stopama pa se nisu mogla prepoznati, da su postala prijatno ništavilo.

Aż wreszcie na rogu ulicy Stryjskiej weszliśmy w cień apteki. Wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała chłód balsamów, którym każde cierpienie mogło się tam ukoić. I po paru jeszcze domach ulica nie mogła już utrzymać nadal decorum miasta, jak chłop, który wracając do wsi rodzimej, rozdziewa się po drodze z miejskiej swej elegancji, zamieniając się powoli, w miarę zbliżania do wsi, w obdartusa wiejskiego.

Najzad, na uglu Strijske ulice ušli smo u senku apoteke. Velika tegla sa sokom od malina u širokom prozoru apoteke simbolisala je hlad balsama, kojim se mogao umiriti svaki bol. A posle nekoliko kuća ulica već nije bila u stanju da i dalje zadrži decorum grada, kao seljak koji, vraćajući se u rodno selo, usput skida svoju gradsku eleganciju, menjajući se lagano, što se više približava selu, u seoskog odrpanca.

Przedmiejskie domki tonęły wraz z oknami, zapadnięte w bujnym i zagmatwanym kwitnieniu małych ogródków. Zapomniane przez wielki dzień, pleniły się bujnie i cicho wszelkie ziela, kwiaty i chwasty, rade z tej pauzy, którą prześnić mogły za marginesem czasu, na rubieżach nieskończonego dnia. Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji. Ale naiwne przedmiejskie dzwonki i perkalikowe, niewybredne kwiatuszki stały bezradne w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach, bez zrozumienia dla wielkiej tragedii słonecznika.

Kućice predgrađa su zajedno sa prozorima tonule, uvučene u bujno i neuredno cvetanje malih vrtića. Zaboravljeni od velikog dana, bujno i tiho su rasli svakojako zelje, cveće i korov, radujući se odmoru koji su mogli prespavati izvan vremena, na granicama beskrajnog dana. Ogromni suncokret, uzdignut na moćnoj stabljici i oboleo od elefantijazisa, čekao je u žutoj žalosti poslednje tužne dane života, ugibajući se pod hipertrofijom čudovišne korpulencije. Ali naivna dobrodeva predgrađa i cicani, prosti cvetići stajali su bespomoćni u svojim uštirkanim i belim košuljama, bez razumevanja za veliku tragediju suncokreta.

 

 2

 

2

 

 

Splątany gąszcz traw, chwastów, zielska i bodiaków buzuje w ogniu popołudnia. Huczy rojowiskiem much popołudniowa drzemka ogrodu. Złote ściemisko krzyczy w słońcu, jak ruda szarańcza; w rzęsistym deszczu ognia wrzeszczą świerszcze; strąki nasion eksplodują cicho, jak koniki polne.

Zamršeni gustiš trave, korova, travuljine i čičaka bukti u vatri popodneva. Šume rojevi muva u popodnevnom dremežu vrta. Zlatno strnjište trešti na suncu, kao riđi skakavci; u obilnoj kiši vatre zriču zrikavci; mahune semenki eksplodiraju tiho, kao popci.

A ku parkanowi kożuch traw podnosi się wypukłym garbem-pagórem, jak gdyby ogród obrócił się we śnie na drugą stronę i grube jego, chłopskie bary oddychają ciszą ziemi. Na tych barach ogrodu niechlujna, babska bujność sierpnia wyolbrzymiała w głuche zapadliska ogromnych łopuchów, rozpanoszyła się płatami włochatych blach listnych, wybujałymi ozorami mięsistej zieleni. Tam te wyłupiaste pałuby łopuchów wybałuszyły się jak babska szeroko rozsiadłe, na wpół pożarte przez własne oszalałe spódnice. Tam sprzedawał ogród za darmo najtańsze krupy dzikiego bzu, śmierdzącą mydłem, grubą kaszę babek, dziką okowitę mięty i wszelką najgorszą tandetę sierpniową. Ale po drugiej stronie parkanu, za tym matecznikiem lata, w którym rozrosła się głupota zidiociałych chwastów, było śmietnisko zarosłe dziko bodiakiem. Nikt nie wiedział, że tam właśnie odprawiał sierpień tego lata swoją wielką pogańską orgię. Na tym śmietnisku, oparte o parkan i zarośnięte dzikim bzem, stało łóżko skretyniałej dziewczyny Tłui. Tak nazywaliśmy ją wszyscy. Na kupie śmieci i odpadków, starych garnków, pantofli, rumowiska i gruzu stało zielono pomalowane łóżko, podparte zamiast brakującej nogi dwiema starymi cegłami.

A travnati kožuh diže se u ispupčenoj grbi-brežuljku prema ogradi, kao da se vrt u snu okrenuo na drugu stranu i njegova gruba, seljačka pleća dišu tišinom zemlje. Na tim plećima vrta, aljkava, ženska bujnost avgusta je narasla u gluve jaruge ogromnih čičaka, raširila se komadima maljavih lisnatih ploča, ogromnim jezicima mesnatog zelenila. Tamo su se te buljave prostačine čičaka bečile kao ženetine koje su široko posedale, upola prožderane sopstvenim pomahnitalim suknjama. Tamo je vrt zabadava prodavao najjevtinije grudve divljeg jorgovana, grubu kašu bokvice koja je smrdela na sapun, divlju rakiju metvice i svakojaki avgustovski bofl najgore vrste. Ali, s druge strane plota, iza tog matičnjaka leta, zaraslog u glupost poidioćenog korova, nalazilo se smetlište zaraslo u divlje trnje. Niko nije znao da je baš tamo avgust toga leta priređivao svoju veliku pagansku orgiju. Na tom smetlištu, naslonjen na plot i obrastao divljim jorgovanom, stajao je krevet kretenaste devojčice Tluje. Tako smo je svi zvali. Na gomili smeća i otpadaka, starih lonaca, papuča, krša i starudija stajao je zeleno obojen krevet, poduprt dvema ciglama, umesto jedne noge koja je nedostajala.

Powietrze nad tym rumowiskiem, zdziczałe od żaru, cięte błyskawicami lśniących much końskich, rozwścieczonych słońcem, trzeszczało jak od nie widzianych grzechotek, podniecając do szału.

Vazduh iznad toga krša, podivljao od žege, presecan sjajnim konjskim muvama, pobesnelim od sunca, treštao je kao od nevidljivih čegrtaljki, razdražujući do ludila.

Tłuja siedzi przykucnięta wśród żółtej pościeli i szmat. Wielka jej głowa jeży się wiechciem czarnych włosów. Twarz jej jest kurczliwa jak miech harmonii. Co chwila grymas płaczu składa tę harmonię w tysiąc poprzecznych fałd, a zdziwienie rozciąga ją z powrotem, wygładza fałdy, odsłania szparki drobnych oczu i wilgotne dziąsła z żółtymi zębami pod ryjowatą, mięsistą wargą. Mijają godziny pełne żaru i nudy, podczas których Tłuja gaworzy półgłosem, drzemie, zrzędzi z cicha i chrząka. Muchy obsiadają nieruchomą gęstym rojem. Ale z nagła ta cała kupa brudnych gałganów, szmat i strzępów zaczyna poruszać się, jakby ożywiona chrobotem lęgnących się w niej szczurów. Muchy budzą się spłoszone i podnoszą wielkim, huczącym rojem, pełnym wściekłego bzykania, błysków i migotań. I podczas gdy gałgany zsypują się na ziemię i rozbiegają po śmietnisku jak spłoszone szczury, wygrzebuje się z nich, odwija z wolna jądro, wyłuszcza się rdzeń śmietniska: na wpół naga i ciemna kretynka dźwiga się powoli i staje, podobna do bożka pogańskiego, na krótkich dziecinnych nóżkach, a z napęczniałej napływem złości szyi, z poczerwieniałej, ciemniejącej od gniewu twarzy, na której jak malowidła barbarzyńskie wykwitają arabeski nabrzmiałych żył, wyrywa się wrzask zwierzęcy, wrzask chrapliwy, dobyty ze wszystkich bronchij i piszczałek tej pół zwierzęcej, pół boskiej piersi. Bodiaki, spalone słońcem, krzyczą, łopuchy puchną i pysznią się bezwstydnym mięsem, chwasty ślinią się błyszczącym jadem, a kretynka, ochrypła od krzyku, w konwulsji dzikiej uderza mięsistym łonem z wściekłą zapalczywością w pień bzu dzikiego, który skrzypi cicho pod natarczywością tej rozpustnej chuci, zaklinany całym tym nędzarskim chórem do wynaturzonej, pogańskiej płodności.

Tluja sedi zgrčena na žutoj postelji i krpama. Njena velika glava se ježi čupercima crne kose. Lice joj se grči kao harmonika. Svaki čas grimasa plača steže tu harmoniku u hiljadu poprečnih bora, a čuđenje je ponovo isteže, izglađuje bore, otkriva pukotine sitnih očiju i vlažne desni ispod mesnate usne nalik na rilicu. Prolaze sati puni žege i dosade za vreme kojih Tluja poluglasno priča, drema, tiho gunđa i nakašljuje se. Muve u gustim rojevima sedaju na nepomičnu osobu. Ali iznenada ta gomila prljavih rita, krpa i dronjaka počinje da se miče, kao oživela od grebanja pacova koji se u njoj legu. Muve se poplašeno bude i dižu u velikom bučnom roju, punom besnog zujanja, bleskanja i trepetanja. I dok se dronjci suljaju na zemlju i rasprštavaju po smetlištu kao poplašeni pacovi, iz njih se iskobeljava, lagano odvija jezgro, izbija srž smetlišta: polunaga i tamna kretenka kreće se lagano i staje, nalik na pagansko božanstvo, na kratkim dečjim nogama, a iz vrata nabreklog od navale besa, iz pocrvenelog i od ljutine sve tamnijeg lica, na kome kao crteži procvetavaju arabeske napetih žila, otima se zverski, promukao krik, pušten iz svih bronhija i pištaljki ovih poluživotinjskih – polubožanskih grudi. Trnje, spaljeno suncem, viče, čičkovi se nadimaju i razmeću bestidnim mesom, korovima se slinavi sjajnim otrovom, a kretenka, promukla od vike, u divljem grču, s besnom žestinom, udara mesnatim grudima stablo divljeg jorgovana, koje tiho škripi pod nasrtljivošću te raspusne pohote, zaklinjan celim tim horom bednika, na izrođenu, pagansku plodnost.

Matka Tłui wynajmuje się gospodyniom do szorowania podłóg. Jest to mała, żółta jak szafran kobieta i szafranem zaprawia też podłogi, jodłowe stoły, ławy i szlabany, które w izbach ubogich ludzi zmywa. Raz zaprowadziła mnie Adela do domu tej starej Maryśki. Była wczesna poranna godzina, weszliśmy do małej izby niebiesko bielonej, z ubitą polepą glinianą na podłodze, na której leżało wczesne słońce, jaskrawożółte w tej ciszy porannej, odmierzanej przeraźliwym szczękiem chłopskiego zegara na ścianie. W skrzyni na słomie leżała głupia Maryśka, blada jak opłatek i cicha jak rękawiczka, z której wysunęła się dłoń. I jakby korzystając z jej snu, gadała cisza, żółta, jaskrawa, zła cisza, monologowała, kłóciła się, wygadywała głośno i ordynarnie swój maniacki monolog. Czas Maryśki - czas więziony w jej duszy, wystąpił z niej straszliwie rzeczywisty i szedł samopas przez izbę, hałaśliwy, huczący, piekielny, rosnący w jaskrawym milczeniu poranka z głośnego młyna-zegara, jak zła mąka, sypka mąka, głupia mąka wariatów.

Tlujina majka radi u najam domaćicama, riba podove. To je mala žena, žuta kao šafran, šafranom čisti i podove, jelove stolove, klupe i sanduke koje pere po kućama sirotih ljudi. Jednom me je Adela odvela u kuću te stare Mariske. Bilo je to rano jutro, ušli smo u malu svetloplavo ofarbanu sobu, sa nabijenim glinenim podom na kome je ležalo rano sunce, svetložuto u toj jutarnjoj tišini, odmeravanoj užasnim zveketom seljačkog sata na zidu. U sanduku, na slami, ležala je glupava Mariska, bela kao platno i tiha kao rukavica, iz koje je izašla ruka. I kao da se koristi njenim snom, tišina je pričala, žuta, svetla, zla tišina, govorila je svoj monolog, svađala se, lupetala glasno i prostački. Mariskino vreme – vreme utamničeno u njenoj duši, izašlo je iz nje grozno stvarno i išlo samo kroz sobu, bučno, hučno, pakleno, sve veće u svetlom ćutanju jutra i glasnog mlina-sata, kao rđavo brašno, sipkavo brašno, glupo brašno ludaka.

 

 

3

 

3

W jednym z tych domków, otoczonym sztachetami brązowej barwy, tonącym w bujnej zieleni ogródka, mieszkała ciotka Agata. Wchodząc do niej, mijaliśmy w ogrodzie kolorowe szklane kule, tkwiące na tyczkach, różowe, zielone i fioletowe, w których zaklęte były całe świetlane i jasne światy, jak te idealne i szczęśliwe obrazy zamknięte w niedościgłej doskonałości baniek mydlanych.

U jednoj od tih kućica, optočenoj letvicama mrke boje, utonuloj u bujno zelenilo vrtića, stanovala je tetka Agata. Ulazeći k njoj, prolazili smo u vrtu pored šarenih staklenih kugli nataknutih na motke, ružičastih, zelenih i ljubičastih, u kojima su bili ukleti svi svetli i sjajni svetovi, kao one idealne i srećne slike zatvorene u nedostižno savršenstvo sapunskih mehurova.

W półciemnej sieni ze starymi oleodrukami, pożartymi przez pleśń i oślepłymi od starości, odnajdowaliśmy znany nam zapach. W tej zaufanej starej woni mieściło się w dziwnie prostej syntezie życie tych ludzi, alembik rasy, gatunek krwi i sekret ich losu, zawarty niedostrzegalnie w codziennym mijaniu ich własnego, odrębnego czasu. Stare, mądre drzwi, których ciemne westchnienia wpuszczały i wypuszczały tych ludzi, milczący świadkowie wchodzenia i wychodzenia matki, córek i synów - otworzyły się bezgłośnie jak odrzwia szafy i weszliśmy w ich życie. Siedzieli jakby w cieniu swego losu i nie bronili się w pierwszych niezręcznych gestach wydali nam swoją tajemnicę. Czyż nie byliśmy krwią i losem spokrewnieni z nimi?

U polutamnom tremu sa starim kopijama uljanih slika oslepelim od starosti, koje je plesan izjela, otkrivali smo poznati nam miris. U tom poverljivom starom mirisu nalazio se u neobičnoj prostoj sintezi život tih ljudi, destilat rase, vrsta krvi i tajna njihove sudbine, nevidljivo uključen u svakodnevno prolaženje njihovog sopstvenog, posebnog vremena. Stara, mudra vrata, čiji su tamni uzdasi puštali te ljude unutra i napolje, ćutljivi svedoci ulaženja i izlaženja majke, kćeri i sinova – otvorila su se nečujno kao vrata ormana i mi smo ušli u njihov život. Sedeli su kao u senci svoje sudbine i nisu se branili – prvim nespretnim gestovima odali su nam svoje tajne. Zar nismo bili krvlju i sudbinom u srodstvu sa njima?

Pokój był ciemny i aksamitny od granatowych obić ze złotym deseniem, lecz echo dnia płomiennego drgało i tutaj jeszcze mosiądzem na ramach obrazów, na klamkach i listwach złotych, choć przepuszczone przez gęstą zieleń ogrodu. Spod ściany podniosła się ciotka Agata, wielka i bujna, o mięsie okrągłym i białym, centkowanym rudą rdzą piegów. Przysiedliśmy się do nich, jakby na brzeg ich losu, zawstydzeni trochę tą bezbronnością, z jaką wydali się nam bez zastrzeżeń, i piliśmy wodę z sokiem różanym, napój przedziwny, w którym znalazłem jakby najgłębszą esencję tej upalnej soboty.

Soba je bila tamna i baršunasta od plavih tapeta sa zlatnim šarama, ali je odjek plamenog dana i ovde još drhtao mesingom na okvirima slika, na bravama i zlatnom lišću, iako je bio propušten kroz gusto zelenilo vrta. Kraj zida se digla tetka Agata, velika i bujna, okruglog i belog mesa, istačkana crvenom rđom pega. Seli smo kraj njih, kao na ivicu njihove sudbine, malo postiđeni tom bespomoćnošću, sa kojom su nam se predali bez uslova, i pili smo vodu sa ružinim sokom, u kome sam našao nešto kao najdublju esenciju te vrele sudbine.

Ciotka narzekała. Był to zasadniczy ton jej rozmów, głos tego mięsa białego i płodnego, bujającego już jakby poza granicami osoby, zaledwie luźnie utrzymywanej w skupieniu, w więzach formy indywidualnej, i nawet w tym skupieniu już zwielokrotnionej, gotowej rozpaść się, rozgałęzić, rozsypać w rodzinę. Była to płodność niemal samoródcza, kobiecość pozbawiona hamulców i chorobliwie wybujała.

Tetka je jadikovala. To je bio osnovni ton njenih razgovora, glas tog belog i plodnog mesa, koji kao da je lebdeo izvan granica njene osobe, što se jedva slobodno držala u celini, u okvirima individualne forme, i čak i u toj celini već umnožene, spremne da se raspadne, razgrana, raspe u porodicu. Bila je to plodnost skoro iskonska, ženstvenost lišena kočnica i bolesno bujna.

Zdawało się, że sam aromat męskości, zapach dymu tytoniowego, dowcip kawalerski mógł dać impuls tej zaognionej kobiecości do rozpustnego dzieworództwa. I właściwie wszystkie jej skargi na męża, na służbę, jej troski o dzieci były tylko kapryszeniem i dąsaniem się nie zaspokojonej płodności, dalszym ciągiem tej opryskliwej, gniewnej i płaczliwej kokieterii, którą nadaremnie doświadczała męża. Wuj Marek, mały, zgarbiony, o twarzy wyjałowionej z płci, siedział w swym szarym bankructwie, pogodzony z losem, w cieniu bezgranicznej pogardy, w którym zdawał się wypoczywać. W jego szarych oczach tlił się daleki żar ogrodu, rozpięty w oknie. Czasem próbował słabym ruchem robić jakieś zastrzeżenia, stawiać opór, ale fala samowystarczalnej kobiecości odrzucała na bok ten gest bez znaczenia, przechodziła triumfalnie mimo niego, zalewała szerokim swym strumieniem słabe podrygi męskości.

Izgledalo je kao da sama aroma muškosti, miris duvanskog dima, momačka dosetka može da da impuls toj raspaljenoj ženstvenosti za razvratni porođaj bez oplođenja. I zapravo sve njene žalbe na muža, na poslugu, njene brige o deci bile su samo kapricioznost i durenje nezadovoljene plodnosti, nastavak one grube, ljutite i plačne koketerije, kojom je uzalud kušala svog muža. Ujak Marek, mali, pogrbljen, lica bez pola, sedeo je u svom sivom bankrotstvu, pomiren sa sudbinom, u senci beskrajnog prezira, u kome kao da se odmarao. U njegovim sivim očima tinjao je daleki sjaj vrta, razapet u prozoru. Ponekad je slabim pokretom pokušavao da se ogradi od nečega, da se odupre, ali je talas ženstvenosti koji je sam sebi bio dovoljan odbacivao taj gest bez značenja, trijumfalno prolazio pored njega i svojim širokim potokom zalivao slabe drhtaje muškosti.

Było coś tragicznego w tej płodności niechlujnej i nieumiarkowanej, była nędza kreatury walczącej na granicy nicości i śmierci, był jakiś heroizm kobiecości triumfującej urodzajnością nawet nad kalectwem natury, nad insuficjencją mężczyzny. Ale potomstwo ukazywało rację tej paniki macierzyńskiej, tego szału rodzenia, który wyczerpywał się w płodach nieudanych, w efemerycznej generacji fantomów bez krwi i twarzy.

Bilo je nečeg tragičnog u toj aljkavoj i neumerenoj plodnosti, bila je neka beda kreature koja se bori na granici ništavila i smrti, bio je neki heroizam ženstvenosti koja trijumfuje plodnošću, čak i nad sakatošću prirode, nad nedovoljnošću muškarca. Ali potomstvo je davalo za pravo toj materinskoj panici, tome ludilu rađanja, koje se iscrpljivalo u neuspelim plodovima, u efemernoj generaciji fantoma bez krvi i lica.

Weszła Łucja, średnia, z głową nazbyt rozkwitłą i dojrzałą na dziecięcym i pulchnym ciele o mięsie białym i delikatnym. Podała mi rączkę lalkowatą, jakby dopiero pączkującą, i zakwitła od razu całą twarzą, jak piwonia przelewająca się pełnią różową. Nieszczęśliwa z powodu swych rumieńców, które bezwstydnie mówiły o sekretach menstruacji, przymykała oczy i płoniła się jeszcze bardziej pod dotknięciem najobojętniejszego pytania, gdyż każde zawierało tajną aluzję do jej nadwrażliwego panieństwa.

Ušla je Lucija, srednja, sa preterano rascvetalo i dozrelom glavom na dečijem, punačkom telu belog i nežnog mesa. Pružila mi je lutkastu ruku, koja kao da je tek napupela i odjednom je sva procvetala u licu, kao božur, prelivajući se rumenom punoćom. Nesrećna zbog svojih crvenjenja, koja su bestidno govorila o tajnama menstruacije, zatvarala je oči i crvenela još više pri dodiru najravnodušnijeg pitanja, jer je svako sadržavalo tajnu aluziju na njeno preosetljivo devičanstvo.

Emil, najstarszy z kuzynów, z jasnoblond wąsem, z twarzą, z której życie zmyło jakby wszelki wyraz, spacerował tam i z powrotem po pokoju, z rękami w kieszeniach fałdzistych spodni.

Najstariji rođak, Emil, svetloplavih brkova, lica koje je izgledalo kao da je život sa njega sprao svaki izraz, šetao se ovamo i onamo po sobi, s rukama u džepovima naboranih pantalona.

Jego strój elegancki i drogocenny nosił piętno egzotycznych krajów, z których powrócił. Jego twarz, zwiędła i zmętniała, zdawała się z dnia na dzień zapominać o sobie, stawać się białą pustą ścianą z bladą siecią żyłek, w których jak linie na zatartej mapie plątały się gasnące wspomnienia tego burzliwego i zmarnowanego życia. Był mistrzem sztuk karcianych, palił długie, szlachetne fajki i pachniał dziwnie zapachem dalekich krajów. Z wzrokiem wędrującym po dawnych wspomnieniach opowiadał dziwne anegdoty, które w pewnym punkcie urywały się nagle, rozprzęgały i rozwiewały w nicość. Wodziłem za nim tęsknym wzrokiem, pragnąc, by zwrócił na mnie uwagę i wybawił mnie z udręki nudów. I w samej rzeczy zdawało mi się, że mrugnął na mnie oczyma, wychodząc do drugiego pokoju. Podżyłem za nim. Siedział nisko na małej kozetce, z kolanami krzyżującymi się niemal na wysokości głowy, łysej jak kula bilardowa. Zdawało się, że to ubranie samo leży, faldziste, zmięte, przerzucone przez fotel. Twarz jego była jak tchnienie twarzy smuga, którą nieznany przechodzień zostawił w powietrzu. Trzymał w bladych, emaliowanych błękitnie dłoniach portfel, w którym coś oglądał.

Njegova elegantna i skupocena odeća nosila je pečat egzotičnih zemalja iz kojih se bio vratio. Njegovo lice, uvelo i mutno, izgledalo je kao da iz dana u dan zaboravlja na sebe, da postaje prazan, beo zid sa bledom mrežom žila, u kojima su se kao crte na izbrisanoj mapi uplitale uspomene ovog burnog i upropašćenog života, koje su se gasile. Bio je majstor kartaških veština, pušio je duge, plemenite lule i čudno mirisao mirisom dalekih zemalja. Sa pogledom koji je lutao po davnim uspomenama pričao je čudne anegdote, koje su se na izvesnoj tački naglo prekidale, raspadale i rasipale u ništa. Pratio sam ga čežnjivim pogledom, želeći da obrati pažnju na mene i da me izbavi od muka dosade. I u samoj stvari učinilo mi se da je namignuo na mene, izlazeći u drugu sobu. Požurio sam za njim. Sedeo je nisko na maloj stoličici, s kolenima koja su bila skoro u visini glave, ćelave kao bilijarska kugla. Izgledalo je kao da samo odelo leži, naborano, zgužvano, prebačeno preko fotelje. Njegovo lice je bilo kao dah lica – trag što ga je nepoznati prolaznik ostavio u vazduhu. U bledim, plavo emajliranim rukama držao je novčanik u kome je nešto posmatrao.

Z mgły twarzy wyłoniło się z trudem wypukłe bielmo bladego oka, wabiąc mnie figlarnym mruganiem. Czułem doń nieprzepartą sympatię. Wziął mnie między kolana i tasując przed mymi oczyma wprawnymi dłońmi fotografie, pokazywał wizerunki nagich kobiet i chłopców w dziwnych pozycjach. Stałem oparty o niego bokiem i patrzyłem na te delikatne ciała ludzkie dalekimi, niewidzącymi oczyma, gdy fluid niejasnego wzburzenia, którym nagle zmętniało powietrze, doszedł do mnie i zbiegł mię dreszczem niepokoju, falą nagłego zrozumienia. Ale tymczasem ta mgiełka uśmiechu, która się zarysowała pod miękkim i pięknym jego wąsem, zawiązek pożądania, który napiął się na jego skroniach pulsującą żyłą, natężenie trzymające przez chwilę jego rysy w skupieniu - upadły z powrotem w nicość i twarz odeszła w nieobecność, zapomniała o sobie, rozwiała się.

 

Iz magle lica se s naporom pojavila ispupčena beonjača belog oka, mameći me šeretskim namigivanjem. Osećao sam prema njemu nesavladljivu simpatiju. Uzeo me je među kolena i mešajući spretnim rukama fotografije, pokazivao mi je slike golih žena i dečaka u čudnim položajima. Stajao sam naslonjen bokom na njega i posmatrao ta fina ljudska tela dalekim, odsutnim pogledom, dok fluid nejasnog uzbuđenja, od koga se naglo uzmutio vazduh, nije dopro do mene i prošao me drhtajem nemira, talasom naglog shvatanja. Ali za to vreme ta maglica osmeha, koja se nazirala ispod njegovog mekog i lepog brka, začetak požude, koja je na njegovoj slepoočnici nabrekla žilom kucavicom, napetost koja je izvesno vreme držala usredsređene njegove crte – ponovo je pala u ništavilo, a lice se udaljilo, zaboravilo na sebe, razišlo se.

 

SKLEPY CYNAMONOWE   è

 



[1] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0001.htm 

[2] [Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog [Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog preveo dr Stojan Subotin, Nolit, Beograd, 1961, str. 265 8 Bruno Šulc, Manekeni, prevod i pogovor dr Stojan Subotin, Rad, »Reč i misao« nova serija - 356, Beograd, 1980, str. 101], Nolit, Beograd, 1961, str. 265 8 Bruno Šulc, Manekeni, prevod i pogovor dr Stojan Subotin, Rad, »Reč i misao« nova serija - 356, Beograd, 1980, str. 101]