ß  SKLEPY CYNAMONOWE  à

 

Пан Кароль / Ponas Karolis / Uncle Karol

 

 

BRUNO SCHULZ

 

PAN KAROL [1]

 

 

 

 

BRUNO ŠULC

 

GOSPODIN KAROL [2]

 

 

Po południu w sobotę mój wuj, Karol, wdowiec słomiany, wybierał się pieszo do letniska, oddalonego o godzinę drogi od miasta, do żony i dzieci, które tam na wywczasach bawiły.

Subotom po podne moj ujak Karol, beli udovac, upućivao bi se peške u letovalište, sat puta udaljeno od grada, k ženi i deci, koji su tamo provodili odmor.

Od czasu wyjazdu żony mieszkanie było nie sprzątane, łóżko nie zaścielane nigdy. Pan Karol przychodził do mieszkania późną nocą, sponiewierany, spustoszony przez nocne pohulanki, przez które go wlokły te dni upalne i puste. Zmięta, chłodna, dziko rozrzucona pościel była dlań wówczas jakąś błogą przystanią, wyspą zbawczą, do której przypadał ostatkiem sił jak rozbitek, miotany wiele dni i nocy przez wzburzone morze.

Od ženina odlaska njegov stan nije bio spreman, niti krevet ikada zastiran. Gospodin Karol je dolazio kući kasno u noć, izmučen, opustošen od noćnih pijanki, po kojima su ga vukli ti vreli i prazni dani. Izgužvana, hladna, divlje razbacana postelja, bila je za njega tada kao neko prijatno pristanište, ostrvo spasenja, na koje je padao sa ostatkom snage kao brodolomac, koga je uzburkano more danima i noćima bacalo ovamo onamo.

Omackiem, w ciemności zapadał się gdzieś między białawe chmury, pasma i zwały chłodnego pierza i spał tak w niewiadomym kierunku, na wspak, głową na dół, wbity ciemieniem w puszysty miąższ pościeli, jak gdyby chciał we śnie przewiercić, przewędrować na wskroś te rosnące nocą, potężne masywy pierzyn. Walczył we śnie z tą pościelą, jak pływak z wodą, ugniatał ją i miesił ciałem, jak ogromną dzieżę ciasta, w którą się zapadał, i budził się o szarym świcie zdyszany, oblany potem, wyrzucony na brzeg tego stosu pościeli, którego zmóc nie mógł w ciężkich zapasach nocnych. Tak na wpół wyrzucony z toni snu, wisiał przez chwilę nieprzytomny na krawędzi nocy, chwytając piersiami powietrze, a pościel rosła dokoła niego, puchła i nakisała – i zarastała go znowu zwałem ciężkiego, białawego ciasta.

Pipajući u mraku, padao je negde u bele oblake, povesma i gomile hladnog perja i spavao tako u nepoznatom pravcu, unatraške, s glavom nadole, zabijen temenom u meku srž postelje, kao da je hteo da u snu povrati, proputuje kroz te moćne masivne perine koje su rasle kao noć. Borio se u snu sa tom posteljom, kao plivač s vodom, gnječio je i mesio telom, kao ogromne naćve testa, u koju je tonuo i budio se u sivo jutro zadihan, obliven znojem, izbačen na obalu te gomile posteljine, koju nije mogao da savlada u teškom noćnom rvanju. Tako napola izbačen iz ponora sna, visio je trenutak bez svesti na ivici noći, hvatajući prsima vazduh, a posteljina je rasla oko njega, nadimala se iskisavala – ponovo ga obavijala gomilom teškog, beličastog testa.

Spał tak do późnego przedpołudnia, podczas gdy poduszki układały się w wielką, białą, płaską równinę, po której wędrował uspokojony sen jego. Tymi białymi gościńcami powracał powoli do siebie, do dnia, do jawy – i  wreszcie otwierał oczy, jak śpiący pasażer, gdy pociąg zatrzymuje się na stacji.

Tako je spavao do kasnog popodneva dok su se jastuci raspoređivali u veliku, belu pljosnatu ravnicu, po kojoj je putovao njegov umireni san. Tim belim drumovima lagano se vraćao k svesti, danu, javi – i najzad otvarao oči, kao usnuli putnik, kad se voz zaustavlja na stanici.

W pokoju panował odstały półmrok z osadem wielu dni samotności i ciszy. Tylko okno kipiało od rannego rojowiska much i story płonęły jaskrawo. Pan Karol wyziewał ze swego ciała, z głębi jam cielesnych, resztki dnia wczorajszego. To ziewanie chwytało go tak konwulsyjnie, jak gdyby chciało go odwrócić na nice. Tak wyrzucał z siebie ten piasek, te ciężary – nie strawione restancje dnia wczorajszego.

U sobi je vladao ustajali polumrak sa talogom mnogih dana samoće i tišine. Samo je prozor kipeo od jutarnjeg roja muva i zavese su jarko buktale. Gospodin Karol je zevanjem izbacivao iz sebe, iz dubine telesnih jama, ostatke jučerašnjeg dana. To zevanje ga je hvatalo tako grčevito kao da je htelo da ga preobrati u ništa. Tako je izbacivao iz sebe taj pesak, taj teret – nesvarene ostatke jučerašnjeg dana.

Ulżywszy sobie w ten sposób, i swobodniejszy, wciągał do notesu wydatki, kalkulował, obliczał i marzył. Potem leżał długo nieruchomy, z szklanymi oczyma, które były koloru wody, wypukłe i wilgotne. W wodnistym półmroku pokoju, rozjaśnionym refleksem dnia upalnego za storami, oczy jego jak maleńkie lusterka odbijały wszystkie błyszczące przedmioty: białe plamy słońca w szparach okna, złoty prostokąt stor, i powtarzały, jak kropla wody, cały pokój z ciszą dywanów i pustych krzeseł.

Olakšavši sebi na taj način, i slobodniji, unosio je u beležnicu izdatke, računao, obračunavao i maštao. Zatim bi dugo ležao nepokretan, sa staklenim očima, koje su imale boju vode i bile izbuljene i vlažne. U vodnjikavom polumraku sobe, osvetljenom odsjajem vrelog dana iza zavesa, u njegovim očima su se kao u malim ogledalcima ogledali svi sjajni predmeti: bele mrlje sunca u pukotinama prozora, zlatni pravougaonik zavesa, i ponavljali, kao kaplja vode, cela soba sa tišinom divana i praznih stolica.

Tymczasem dzień za storami huczał coraz płomienniej bzykaniem much oszalałych od słońca. Okno nie mogło pomieścić tego białego pożaru i story omdlewały od jasnych falowań.

Za to vreme je dan iza zavese sve vatrenije šumeo zujanjem muva pobesnelih od sunca. Prozor nije mogao da primi taj beli požar i zavese su malaksavale od jasnih talasanja.

Wtedy wywlekał się z pościeli i siedział jeszcze jakiś czas na łóżku, stękając bezwiednie. Jego trzydziestokilkoletnie ciało zaczynało skłaniać się do korpulencji. W tym organizmie, nabrzmiewającym tłuszczem, znękanym od nadużyć płciowych, ale wciąż wzbierającym bujnymi sokami, zdawał się teraz z wolna dojrzewać w tej ciszy jego przyszły los.

Tada bi se izvlačio iz postelje i sedeo još neko vreme stenjući nesvesno. Njegovo telo od trideset i nekoliko godina počinjalo je naginjati ka gojaznosti. U tom organizmu, u kome su rasle naslage masti, izmučenom polnim preteranostima, ali još uvek punom bujnih sokova, izgledalo je kao da sada lagano u toj tišini dozreva njegova buduća sudbina.

Gdy tak siedział w bezmyślnym, wegetatywnym osłupieniu, cały zamieniony w krążenie, w respirację, w głębokie pulsowanie soków, rosła w głębi jego ciała, spoconego i pokrytego włosem w rozlicznych miejscach, jakaś niewiadoma, nie sformułowana przyszłość, niby potworna narośl, wyrastająca fantastycznie w nieznaną dymensję. Nie przerażał się jej, gdyż czuł już swoją tożsamość z tym niewiadomym a ogromnym, które miało nadejść, i rósł razem z nim bez sprzeciwu, w dziwnej zgodzie, zdrętwiały spokojną grozą, odpoznając przyszłego siebie w tych kolosalnych wykwitach, w tych fantastycznych spiętrzeniach, które przed jego wzrokiem wewnętrznym dojrzewały. Jedno jego oko lekko wtedy zbaczało na zewnątrz, jak gdyby odchodziło w inny wymiar.

Dok je tako sedeo u besmislenoj vegetativnoj ukočenosti, sav pretvoren u kruženje, u disanje, u duboko pulsiranje sokova, u dnu njegovog tela, znojavog i pokrivenog maljama na raznim mestima, rasla je neka nevidljiva, neformulisana budućnost, kao strašna izraslina, koja se fantastično širila do nepoznate dimenzije. Nije se je plašio, jer je osećao svoju istovetnost s tim nevidljivim i ogromnim što je imalo da dođe, i rastao je zajedno sa njim bez protivljenja, u čudnoj slozi, ukočen spokojnim užasom, prepoznavajući budućeg sebe u tim ogromnim cvetovima, u tim fantastičnim naslagama koje su dozrevale pred njegovim unutrašnjim okom. Jedno njegovo oko bi tada malo okrenulo unutra, kao da je odlazilo u neku drugu dimenziju.

Potem z tych bezmyślnych otumanień, z tych zatraconych dali powracał znów do siebie i do chwili; widział swe stopy na dywanie, tłuste i delikatne jak u kobiety, i powoli wyjmował złote spinki z mankietów dziennej koszuli. Potem szedł do kuchni i znajdował tam w cienistym kącie wiaderko z wodą, krążek cichego, czujnego zwierciadła, które nań tam czekało – jedyna żywa i wiedząca istota w tym pustym mieszkaniu. Nalewał do miednicy wody i kosztował skórą jej młodej i odstałej, słodkawej mokrości.

Zatim bi se iz tih besmislenih omama, iz tih prokletih daljina ponovo vraćao k sebi i sadašnjem trenutku, video je svoje noge na ćilimu, debele i nežne kao kod žene i lagano bi vadio zlatna dugmeta iz manžeta košulje za dan. Zatim je odlazio u kuhinju i tamo u hladovitom uglu nalazio vedro s vodom, kružić tihog, opreznog ogledala, koje je na njega tamo čekalo – jedino živo i svesno biće u tom pustom stanu. Sipao bi u umivaonik vodu i kožom probao njenu mlaku i ustajalu, sladunjavu mokrinu.

Długo i starannie robił toaletę, nie spiesząc się i włączając pauzy między poszczególne manipulacje.

Dugo i brižljivo se oblačio, ne žureći se i praveći odmore između pojedinih manipulacija.

To mieszkanie, puste i zapuszczone, nie uznawało go, te meble i ściany śledziły za nim z milczącą krytyką.  

Taj stan pust i zapušten, nije ga poznavao, taj nameštaj i zidovi pratili su ga nemom kritikom.

Czuł się, wchodząc w ich ciszę, jak intruz w tym podwodnym, zatopionym królestwie, w którym płynął inny, odrębny czas.

Osećao se, ulazeći u njihovu tišinu, kao uljez u tom podvodnom, potopljenom kraljevstvu, u kome je teklo drugo, posebno vreme.

Otwierając własne szuflady, miał uczucie złodzieja i chodził mimo woli na palcach, bojąc się obudzić hałaśliwe i nadmierne echo, czekające drażliwie na najlżejszą przyczynę, by wybuchnąć.

Otvarajući sopstvene fioke, imao je osećaj da je lopov i nehotice je išao na prstima, bojeći se da ne probudi bučan i suvišan odjek, koji je nestrpljivo čekao najlakši povod pa da eksplodira.

A gdy wreszcie, idąc cicho od szafy do szafy, znajdował kawałek po kawałku wszystko potrzebne i kończył toaletę wśród tych mebli, które tolerowały go w milczeniu, z nieobecną miną, i wreszcie był gotów, to stojąc na odejściu z kapeluszem w ręku, czuł się zażenowany, że i w ostatniej chwili nie mógł znaleźć słowa, które by rozwiązało to wrogie milczenie, i odchodził ku drzwiom zrezygnowany, z wolna, ze spuszczoną głową – gdy w przeciwną stronę oddalał się tymczasem bez pośpiechu – w głąb zwierciadła – ktoś odwrócony na zawsze plecami – przez pustą amfiladę pokojów, które nie istniały.

A kad bi najzad, idući od ormana do ormana, našao komad po komad sve što mu je trebalo i završavao oblačenje između tog nameštaja, koji ga je ćutke trpeo, sa odsutnim licem, i najzad bio gotov, stojeći pred odlazak sa šeširom u ruci, osećao se zbunjen, što i u poslednjem trenutku nije mogao naći reč koja bi prekinula to neprijateljsko ćutanje, i odlazio bi prema vratima postiđen, lagano, spuštene glave – dok bi se za to vreme na suprotnu stranu udaljavao bez žurbe – u dubinu ogledala – neko zauvek okrenut leđima – kroz pustu amfiladu soba, koje nisu postojale.

 

 

Preveo Stojan Subotin

 

ß  SKLEPY CYNAMONOWE  à

 



[1] http://monika.univ.gda.pl/~literat/shulz/0010.htm

[2] [Bruno Šulc: Prodavnice cimetove boje, s poljskog preveo dr Stojan Subotin, Nolit, Beograd, 1961, str. 265 8 Bruno Šulc, Manekeni, prevod i pogovor dr Stojan Subotin, Rad, »Reč i misao« nova serija - 356, Beograd, 1980, str. 101]